Sakrament Uzdrowienia
dodane 2014-03-02 16:20
Ciemny Kościół... Tylko Ja i Bóg, który działa przez kapłana. Długo musiał czekać Bóg aby człowiek zrozumiał, że On jest obok, że nie odszedł w chorobie tylko wręcz przeciwnie Bóg mocno go przytula.
Kilka tygodni temu napisałam maila dzieląc się z nim swoimi wątpliwościami. Wiedziałam, że ten mail musi być gruntownie przemodlony i nie oczekiwałam szybkiej odpowiedzi. Tymbardziej, iż osoba do której zwróciłam się o pomoc nie często siada przed komputer. Woli spotkania twarzą w twarz co udało nam się wykonać w świąteczny czas.
W piątek beznadziejnie trzymałam w ręku przez ponad godzinę telefon zanim zdecydowałam się zadzwonić. Udało się. Była na miejscu i miała czas aby porozmawiać. Wiedziałam, że rozmowa ta będzie tą z trudniejszych. Bo ona jest przy mnie ale nie rozczula się nade mną. Modli się ale nie godzi się z tym jak jest. Rozmawiałyśmy o wszystkim o czym się da rozmawiać z człowiekiem chorym na depresję. Czyli o moim stanie - bardziej tym fizycznym i psychicznym. W końcu padło pytanie prosto z mostu - "kiedy? czy wiesz? a Sakrament chorych?"... Zaczęłam płakać... od trzech tygodni nie płakałam... Zaczęłam a ona mi powiedziała, że jest jej przykro że nie stoi obok bo podała by chusteczkę. Rozmowa zakończyła się słowami "proszę zrób to. To Cię umocni" odłożyłam słuchawkę i płakałam jeszcze długo...
Późnym wieczorem napisałam sms'a do znajomego, który jest księdzem. Nie chciałam pisać wprost. Umówiliśmy się na spotkanie w sobotnie popołudnie.
Wstałam rano i po raz pierwszy zaplanowałam cały swój dzień. Najwpierw obowiązki powierzone. Później odkładam wszystko biorę rachunek sumienia, Pismo Święte i różaniec. Zapaliłam świece i spojrzałam na Krzyż. To było trudne (depresja to choroba, w której niektóre rzeczy robi się nie świadomie). Wyszlam godzine wcześniej niż byliśmy umówieni. I choć mam do niego 10 minut drogi. Obeszłam wszystkie parki w mieście, kiedy wybiła godzina weszłam do korytarza stał akurat i rozmawiał z młodzieżą. Zaprosił mnie do środka.... Zawsze kiedy mówie trudne rzeczy staram się używać krótkich zdań. Powiedziałam mu że choruje, że nie potrafie, że potrzebuje.. a on odpowiedział dobrze. Mimo wszystko wolałam aby spowiedz odbyła się przy kratkach konfesjonalu. Weszliśmy do cichego kościoła. Byłam tylko ja i czulam że nawet kapłana tam nie ma, że jest tylko Bóg. Po odbytej spowiedzi został udzielony mi Sakrament chorych. W momencie nałożenia przez kapłana rąk na moją głowę poczułam jak łzy napływają mi do oczu...
Wychodziłam z myślą jaka zawsze towarzyszy mi po Sakramencie Pokuty. Kiedy wróciłam do domu położyłam się i czekałam na noc... Tylko teraz już wiem, że w tej chorobie przytula mnie Bóg.
"Tu w twym cierpieniu właśnie skrył się Pan. Jest tak blisko, że nie słyszysz Go. Jest tak blisko, że nie czujesz Go(...) Serce spotka serce. Rana spotka rane. Choć nie czujesz to właśnie tu jest Bóg. Choć nie czujesz to wiernie przed Nim trwaj. Znajdziesz Go. Wkrótce znajdziesz Go" - WMU