L4

dodane 18:54

Tak, to prawda. Jestem od tygodnia na l4. Jeszcze 2 tygodnie. Są momenty iedy mam wrażenie, że dałabym rade a są też momenty kiedy czuje, że nie nadaje się do niczego. Możliwe że powoli zaczynają działać leki przepisane przez lekarza. Miałam dużo leków i myśli samobójczych czasem nawet (jak nigdy) urealniały się one. 

Ta pamiętna środa - w pracy mały syf nie byłam winna. Nie byłam ale tak się poczułam. Zeszłam szybko do szatni potem w samochód. Jeszcze musiałam jedną sprawę załatwić na portyrierni i jak najszybciej uciec z pracy. Wiedziałam, że wszyscy już pojechali i miałam nadzieje, że on jeszcze długo zostanie w pracy - miał jeszcze troche papierkowych spraw... Łzy zaczęły leciećjakby ktoś kurek z wodą odkręcił. Poczułam, żę w tym stanie lepiej się zatrzymać. Już wtedy wiedziałam, że nie ma opcji jechać do drugiej pracy nie w takim stanie. Włączyłam awaryjne i zjechlam na pobocze. Niestety zbyt szybko udało mu się ogarnąć papiery. zatrzymał się obok mnie. zaproponował odstawienie samochodu na parking i przesiadke do jego samochodu. Nie chciałam. Stał jeszcze chwile, kazałam mu jechać, jednak on mnie nie słuchał... Zapytał czy wrócę do domu czy jadę do drugiej pracy. Odpowiedziałam, że ani jedno ani drugie. Jeszcze raz powiedziałam, że ma już jechać. Pojechał wiedzialam w jego oczach troskę o mnie - jednak czułam, że tak będzie lepiej. Po jakiś 10 minutach ruszyłam. Ta jazda nie należała do rozważnych... Wymijanie samochodów i patrzenie na nadjeżdżający z przeciwka samochód, dogoniłam go. Chciałam wyprzedzić i zrobiłam to prawie zmiatająć jego samochód do rowu. Zwolnił ja nie miałam zamiaru. Na krzyżówce skręciłam w prawo - pojechałam na cmentarz. Odczekałam chwile na parkingu - wiedziałam, żę powinnam jak najszybciej zgłosić się na wizytę. Każdy mowił mi że trzeba a ja bałam się żę lekarka pomyśli, że przesadzam. Podjechałam na pargking pod dom stałam tak jeszcze pół godziny po czym napisałam do niego że przepraszam. On zadzwonił - rozmawialiśmy godzinę nalegał żebym zadzwoniła do psychiatry i powiedziała wprost co i jak. Ja zadzwoniłam powiedziałam, że jest troche gorzej - nie chciałam więcej mówić przez telefon. Zapisała mnie prywatnie na nfz nie miała już miejsc. Czekałam kilka dni, jednak od tej pamiętnej środy nie jezdziłam już samochodem do pracy. Zabierałam się z nim - w samochodzie milczeliśmy. W poniedziałek on miał urlop. Ja już nie potrafiłam pracować z drugim człowiekiem, udawałam, że jest dobrze ale nie było dobrze. Wieczorem poszłam do lekarza. Zapytała co się dzieje a ja zaczęłam płakać już nic jej nie powiedziałam. Nie byłam w stanie. To ona mówiła - że jestem ważna, ze mam dla kogo żyć... Wizytę potraktowała na nfz - uzasadniła że nie wiedziała że jest tak źle. każde pogorszenie, każdą samobójczą myśl mam jej zgłaszać... 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane