Przelane na papier.
Brak tytułu (2010-02-09)
dodane 2010-02-09 20:06
Pamiętam moje praktyki. Pierwszy dzień na oddziale gdzie ludzie godzą się na krzyż. Na swój krzyż. Nie zapomnę tych oczu i spokoju jaki można było w nich zobaczyć... Ale pamiętam też moje pierwsze myśli połączone z negatywnymi emocjami. Moje serce krzyczało na Boga, że wogole dopuszcza do takiego cierpienia. Moje łzy połączone z bezradnością - bo jak przeprowadzić terapie z osobą, która nie pamięta ile ma lat, jak się nazywa i gdzie mieszka... Pomyślałam wtedy, że to będą najgorsze praktyki na których po prostu będę się nudzić. Moje początkowe nastawienie oczywiście nie pozwoliło mi odblokować się na ten rodzaj krzyża. Każdy dzień to była porażka. Opiekunka praktyk po każdych zajęciach powtarzała " Stać Cię na więcej! Popraw to" Czułam bezradność...
Jednego dnia weszłam do pokoju mojej podopiecznej. Pani Stanisława, zaawansowane stadium alzheimera, leżała z gorączką - zapalenie płuc... Patrzyłam na nią a przez głowę przechodziła jedna myśl - "nie zaliczę tych praktyk" - EGOIZM! W końcu usiadłam przy łóżku pani Stanisławy do ręki wzięłam różaniec, który towarzyszył mi zawsze na praktykach. To był mój przedostatni dzień, wtedy myślałam, że już nie wrócę do hospicjum. Myliłam się. Wróciłam po trzech tygodniach mojej nieobecności, tym razem już na praktyki dyplomowe. Mogłam mieć tylko złudne nadzieje, że pacjenci będą mnie pamiętać... Tym razem moją podopieczną została pani Helena, ta sama jednostka chorobowa jednak zupełni inny człowiek. I znów mój egoistyczny lęk na początek. po pierwszym dniu odwiedziłam kościół i wtedy przyszła myśl aby spojrzeć na tych ludzi jak na Chrystusa. - fakt jest taki że myślę sobie dzisiaj z małym uśmiechem w sercu że pan Jezus nie był aż tak uparty jak pani Helenka. To był jakiś przełom! Od tego dnia były momenty gorsze kiedy pani Helena wyrzucała mnie ze swojej sali ale były też dni radości kiedy mogłam ją wziąć na spacer po okolicznym terenie szpitalnym. Ostatni dzień moich praktyk pacjenci z jakimi miałam kontakt hmm poczułam wtedy że było im dobrze z nami chociaż rzadko nam to okazywali, ale moment kiedy chodziliśmy po salach i żegnaliśmy się z nimi był momentem kiedy niejedna łza spłynęła po policzku wtedy zrozumiałam, że w tym wszystkim chodziło o Miłość!
pan Franciszek, pani Stanisława,, Pani Helena, Pani Konstancja, Pani Marcelina - na zawsze w pamięci...!
Światowy dzień chorego - 11 luty