Kochaj!
dodane 2016-10-27 11:08
Zostałem potraktowany jak śmieć. Zignorowany, olany. Ktoś nagle bez uprzedzenia narzucił mi coś, choć sprawa była tak dużej wagi, że domagała się jakiejś rozmowy, uprzedzenia, włączenia w proces decyzyjny. Tym bardziej, że w innych sprawach - mniejszej wagi - tak nie postępował. Reakcja - totalna wściekłość, poczucie niesprawiedliwości, wściekłość, rozżalenie, smutek przechodzący w rozpacz... nie - wściekłość.
Sprawca jest znany, więc od razu wszystkie emocje ogniskują się na nim. On tego nie odczuwa, bo jest daleko. Wie, że to, jak się tłumaczy przerzucając odpowiedzialność, to kłamstwo? Rozumie, że takie zachowanie to totalne świństwo? Jest debilem i trzeba go tępić? Czy może jest psychiczny i trzeba współczuć? Jak do niego dotrzeć, żeby zrozumiał, żeby w pięty mu poszło, żeby sobie uświadomił co mi zrobił... Jak mu odpłacić, jak wyrównać rachunki, jak sięgnąć po sprawiedliwość?
Wściekłość. I bezradność, bo pomimo nawału emocji mózg pracuje sprawnie i wiem, że tak naprawdę nie mogę nic zrobić. Nie istnieje żadne prawo, którym mógłbym się podeprzeć, żadna instytucja, która stanie po mojej stronie i zmusi tą drugą do pokajania się. Mam tylko żałosne "tak się nie robi", "tak być nie powinno"... Budzę się w nocy od nadmiaru emocji, które potem długo trzymają i nie pozwalają zasnąć.
Wściekłość przechodzi w rozżalenie, smutek, wraca gniew. Fala emocji jest nieco mniejsza. Dlatego mam szansę usłyszeć wezwanie, które brzmi we mnie najwyraźniej już jakiś czas: KOCHAJ...
To nie jest rozkaz, to nie jest polecenie, próba narzucenia, wymuszenia na mnie czegoś. Jestem tego pewien, jestem w pełni świadomy mojej wolności. To życzliwa, łagodna, cierpliwa zachęta, wskazówka, podpowiedź. Ale jednocześnie nie sugestia jednej z możliwości do wypróbowania, tylko jasne i stanowcze wskazanie najlepszej drogi. Odpowiadam buntem, gniewem. Na to słyszę: "jeśli kochasz tylko tych, którzy są dla ciebie dobrzy, to jaka w tym zasługa, jaka wdzięczność?". Wiem, że Głos ma rację, ale i tak się buntuję. Wtedy przypominam sobie, jak się zastanawiałem na czym w moim życiu ma polegać miłość nieprzyjaciół, skoro za bardzo wokół ich nie mam. Nie takich klasycznych, "bezinteresownych", nietykalnych. No i proszę. Mam. "Jeszcze jakieś pytania?" niemal słyszę jak się uśmiecha. Wie, że ja już wiem. Rozbroił mnie.
Kochaj...
Przebija się to powoli przez pokłady buntu, gniewu, poczucia niesprawiedliwości... Chcę, żeby się przebiło... do samego serca.... Decyduję się - chcę kochać. Wiem, że On mi pomoże.
Zobaczymy, co będzie.