Spowiedź
dodane 2016-01-20 14:46
"Ile ją trzeba cenić ten tylko się dowie, kto ją stracił..."
Ostatnio ciężki grzech pogonił mnie w poszukiwaniu spowiedzi. Okazało się, że podczas porannej Mszy w pobliskim kościele nikt nie spowiada. Nie pamiętam kiedy (i czy w ogóle) byłem na Mszy nie idąc do Komunii. Było dziwnie. Kolejna próba przed Mszą w niedzielę w innym kościele. Przed konfesjonałem mała konsternacja - znam się z księdzem, który ma dyżur! Iść, nie iść, trochę wstyd, trochę głupio, w końcu decyzja - trudno, potrzebuję, idę. Dokonało się bez fajerwerków, ale jednak dokonało.
I potem refleksja, że nie jest już tak jak kiedyś, kiedy przeżywałem nawrócenie z tradycyjnego pobożnościowego uskuteczniania niedzielnych obowiązków na autentyczne odkrywanie Boga, jego wpływu na moje życie i szukanie z Nim relacji. Pamiętam, gdy w jakimś trudnym czasie przychodziła myśl, że przydałaby się spowiedź, to okazywało się, że akurat drzwi w kościele koło którego przechodziłem są otwarte. Wchodzę - w konfesjonale ksiądz i brak kolejki. A chwilę później okazuje się jeszcze, że to bardzo mądry ksiądz, który mówi mi bardzo potrzebne w tym momencie rzeczy. I zalewająca mnie z tego powodu fala wdzięczności.
Już tak nie ma i może nie będzie. Traktuję to jako formę zachęty do dojrzewania - także w wierze. Pokonywanie pojawiających się trudności, nie uleganie im, nie zniechęcanie, to przecież droga mężczyzny. Więc pewnie dobrze, że nie jest łatwo. Może dzięki temu spowiedź będzie zajmować coraz bardziej należne jej w moim życiu miejsce? Może kiedyś pójdę z tym jeszcze dalej, np. poszukam kierownika duchowego?
Na razie dociera do mnie, jak wielka jest Boża cierpliwość wobec powolności z jaką się (oby?) rozwijam. Obym umiał naśladować ją w relacjach z moimi bliskimi...