Czasem trzeba poczekać...
dodane 2015-09-28 11:29
"Dlaczego Bóg na to pozwala?"- słyszę lub czytam co jakiś czas. Dlaczego pozwala na przemoc, mordowanie niewinnych dzieci, działania terrorystów, męki głodu na świecie?
Jak pogodzić Jego wszechmoc z faktem, że tak często pozwala nam cierpieć?
Nie powiem, że wiem. Ale ostatnio dotarło do mnie obserwacja moich dzieci. Nieco starszy syn, prawie trzylatek regularnie obtłukiwał swoją małą, ledwo raczkującą siostrę. Tu ją popchnął, tu drapnął, tu strzelił klockiem. Opadały ręce. Stanie w kącie, gadanie, tłumaczenie - nic nie pomagało. A miesiące mijały. "Może trzeba zacząć go bić? Nasz klaps za każdy jego?" - ale wiemy przecież, że nie, bo to zamknięte koło... Czasem wydawało się, że jest lepiej, a za chwilę znów płacz małej.
I nagle, niedawno zupełnie patrzymy - tu przytulenie, tu oddanie zabawki, tu pogłaskanie... zmienia się. On rośnie, więcej rozumie, uczy się i WIDAĆ efekty. Oczywiście, skoro to rodzeństwo, to drzeć koty będzie jeszcze przez lata, więc nie oczekuję braku kłótni. Ale nie ma już takiej przemocy. Morał? W kochaniu nie ma skrótów, rozwiązań "hop, siup i działa". Czasem (a może zawsze?) potrzeba cierpliwości, trzeba wytrwać, przeczekać, poczekać. Może to właśnie robi Bóg, który kocha?
Ktoś powie - no ale dwulatek to głupol, on nie rozumie, nie wie jeszcze... A czy dorośli wiedzą? Czy czają, że cała gra w życie na tym świecie, to walka o los naszej nieśmiertelnej duszy? Że pieniądze, kariera, zakochanie, "dobre imię", albo zwycięstwo tej lub innej partii to są rzeczy w ogóle nieważne z perspektywy wieczności? Ilu z nas to wie? I dziwimy się, że Bóg patrzy na nas jak na głupoli, którzy nic nie czają i potrzebują cierpliwego tłumaczenia o co chodzi? I że czas mija, a efektów nie widać?