Nawrócenie wg Bartłomieja

dodane 11:00

Kiedyś patrzyłem na scenę pierwszego spotkania Natanaela z Jezusem jak na scenę z tej najstarszej części Gwiezdnych Wojen, kiedy Ben Kenobi zmusza strażników, by ich puścili. Oczywiście to Jezus jest tym, który ma Moc. I używa jej, żeby zmusić Natanaela do wyznania, że jest Panem i Królem. 

Dopiero później dowiedziałem się i zrozumiałem, że taka opcja z Jezusem nie wchodzi w grę. On do niczego nie zmusza! Coś się na pewno wydarzyło pod figowym drzewem, coś, o czym wiedział tylko Jezus i Natanael. Coś, co dla tego drugiego, było dowodem, że naprawdę spotkał Mesjasza...

Znam to. Nie wyobrażam sobie jak można się nawrócić, bez takiego osobistego spotkania z Jezusem. Bez takiego zestawu pozornie prostych zdarzeń, myśli, wewnętrznych dialogów, które w jednym momencie, dzięki Jezusowi nabierają nowego wymiaru. Udowadniają że Jezus rzeczywiście żyje, kocha nas... że JEST. Napełniają radością, błogością, wdzięcznością... Krótkie pojedyncze chwile...

Nie wyobrażam sobie nawracania bez nich... Nie wyobrażam sobie intelektualnych dyskusji z ateistami czy "niedzielnymi" chrześcijanami, przekonywania ich, że warto się nawrócić, zbliżyć do Boga, modlić się... Bo bez takiego spotkania, to brzmi pusto i nikogo do niczego nie przekona... A może jeszcze tego nie rozumiem? Może ten etap dopiero przede mną?

Hmm...

Dobrego dnia :)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane