wielcy ludzie jak...
Posłuszny jak Abraham?
dodane 2015-07-02 16:05
No to jest czytanie, które rozwala głowę. Abraham dostaje polecenie zabicia swojego syna Izaaka. Syna, który miał być zaczątkiem wielkiego narodu, liczniejszego niż gwiazdy na niebie. Polecenie od Boga, który (niby) jest MIŁOŚCIĄ!
Pamiętam, jak dawno temu syn zapytał mnie o tą historię. Wyobraziłem sobie jego myśli, że skoro jego tatuś też chodzi do kościoła, to kto wie, czy nie usłyszy głosu, który będzie mu kazał zrobić to samo! :) Powiedziałem mu, że to były zupełnie inne czasy i że od tamtej pory nie było i nie będzie nikogo, kogo Bóg chciałby w ten sposób wypróbować. Ale nie o tym chciałem...
Przedstawia się czasem Abrahama jako takiego mega fundamentalistę z wielkimi klapami na oczach i uszach. Usłyszał: "zabij!" to idzie zabić, wszystko jedno syn, czy nie syn. Albo, że zrobił to ze strachu, bez dyskusji podkulił ogon, bo lepiej nie podskakiwać Stwórcy, a co sobie przy tym myślał to jego...
No nie tak to widzę. Po pierwsze - miał przekonanie, że taka jest Boża wola. Jaki on musiał mieć z Nim kontakt! Jakie to musiało być jednoznaczne i niepodważalne, że nie mógł tego zignorować, przyznać, że to omamy. Skoro tak, to musiał to być komunikat pełen Miłości, pełen Pokoju i Dobra. Bo Bóg tylko tak przemawia. Nie było raczej szantażu, nie było suchego, warczącego "zabij!". Dlatego poszedł. Szli 3 dni! Żarliwość modlitw, pytań i próśb Abrahama w tym czasie miała pewnie temperaturę gwiazdy! Nie sądzę, żeby planował w jakimś wielkim wyprzedzeniem co zrobi i jak. Chyba nie był w stanie tego ogarnąć. Raczej planował najbliższe godziny, a im bliżej celu, tym bardziej skracała się perspektywa. Myślę, że cały czas czekał aż rozwiąże się to, co wydawało mu się nierozwiązywalne! W jaki sposób Bóg wyprowadzi z tego coś dobrego? Jak utrzyma swoje obietnice w mocy? Szedł zapewne w kompletnej ciemności: nie wiedział gdzie stawia kolejny krok i co się wydarzy. Pewnie starał się po prostu wytrwać w zaufaniu. Nie zwątpić. Oddał Bogu wszystko.
I się nie zawiódł.
Staram się pamiętać, że czasem tak właśnie trzeba, jeśli już się rozeznało wolę Bożą w jakimś aspekcie. Po prostu robić kolejny krok, nawet gdy wszystko wskazuje na to, że na końcu czeka śmierć i dramat i porażka. Skupić się na dziś, na tu i teraz. Boże obietnice się nie dezaktualizują. Nawet, gdy tak się nam wydaje. Warto trwać i walczyć ze zwątpieniem. Amen :)