Błądzić jest rzeczą ludzką?

dodane 11:19

Spotykam się od czasu do czasu w kazaniach z taką charakterystyczną interpretacją zachowań współczesnych Jezusowi ludzi. Chodzi o wykorzystywanie ich do pokazania jak NIE POWINNIŚMY robić, reagować, interpretować, przeżywać…

Przyznam, że budzi to we mnie mieszane uczucia. Pamiętam zresztą, jak kiedyś będąc młodym baaardzo człowiekiem i czytając o wyjściu Izraelitów z Egiptu, zupełnie nie mogłem zrozumieć ich zachowania. Widzieli tak wspaniałe cuda, tak jednoznacznie wskazujące na prawdziwość potęgi ich Boga, że nie do pomyślenia były ich zdrady niemalże tuż po tym wszystkim: złoty cielec, "w Egipcie było lepiej", "znowu manna?"... Byłem przekonany, że gdybym JA był świadkiem TAKICH cudów, to wierność Bogu nie byłaby problemem...

No... i minęło parę ładnych latek. Poza dziesiątkami cudów, którym przy wystarczającej dozie uporu można by przypisać inną przyczynę, niż bezpośrednia Boża interwencja, byłem świadkiem jak wstaje na nogi chłopak siedzący od lat na wózku z powodu zaniku mięśni... To było na Mszy o uzdrowienie z Emilienem Tardiffem w Gorzowie Wlkp. Słyszałem jak z niedowierzaniem/przestrachem/zdumieniem mówi do swoich bliskich, że buty robią się za ciasne, bo rosną mu tam mięśnie, których nie miał. Bał się wstać, bo nie pamiętał jak to się robi - musieli go ośmielać, zachęcać, przekonywać. To się nie mieściło w głowie! Usunąłem się stamtąd, bo ta scena wydawała mi się zbyt osobista...

I jednocześnie - to doświadczenie zupełnie nie wpłynęło na moje ówczesne życie. Nic a nic. Nadal żyłem w całkowitym niezrozumieniu, że Jezusowi zależy na mnie, że mnie kocha i co z tego może wynikać. Nadal po mistrzowsku unikałem zastanawiania się nad konsekwencjami faktu, że Jezus żyje. A kiedy pojawiała się jakaś głębsza myśl, to natychmiast paraliżował ją strach, przed powierzeniem Mu swojego życia. Wybrane fragmenty - tak, ale wszystko? Broń Boże! Na szczęście - do czasu :)

Kiedy więc słucham, że "ludzie wtedy nie zrozumieli..." (w domyśle, "a Wy powinniście", albo - nadal w domyśle - "byli na tyle słabi i nierozumni" i w końcu "nic dziwnego, że tak robili, nie wiedzieli tego co my teraz", to mi to zgrzyta.

To co wiemy dziś o Jezusie wcale nie sprawia, że łatwiej jest nam wierzyć. "Negatywnych" bohaterów Ewangelii wcale nie odbieram jako "anty-przykładów" zachowania, jako wskazówek do kształtowania mojego zachowania przez negację. Ja to odbieram jak pokazanie prawdy o nas. W życiu bywamy Judaszami, kamieniujemy Szczepana, próbujemy zrzucić Jezusa ze skały, myślimy sobie "kim On jest?", albo "gdyby wiedział kim ona jest, to by nie pozwalał się dotknąć”… Myślenie, że ja w ich sytuacji bym tak nie postąpił, to najprawdopodobniej oszustwo, iluzja. Patrzmy lepiej jak Bóg traktuje grzesznika i nie udawajmy, że nim nie jesteśmy. Nauczmy się Jego miłość przyjmować, w prawdzie o nas. Niech przemienia nas On, a nie nasze postanowienia. Bo zaczniemy skupiać się na pozorach, na tym co zewnętrzne, gubiąc to, co ważne.

W końcu "Kochaj i rób co chcesz" św. Augustyna z czegoś się wzięło. 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane