wielcy ludzie jak...
Surowy jak Jan Chrzciciel?
dodane 2015-02-06 11:30
Kilka razy ostatnio widywałem cytat wypowiedzi Jana Chrzciciela z Ewangelii św. Marka: "Nie wolno ci mieć żony twego brata". Wykorzystywany jako miecz na grzeszników, argument kończący dyskusję i miażdżący dyskutanta. Szach i mat. Dziś uderzyło mnie - czy Jan też wypowiadał go w takim tonie?
Oczywiście tego nie wiemy i dlatego tak łatwo jest nam widzieć strasznego faceta, ktory nie bacząc na konsekwencje wykrzykuje te słowa potężnym głosem dźwięczącym potępieniem do przechodzącej akurat tamtędy Herodiady. Herod daje znać strażnikom, żeby schwytali tego szaleńca i wrzucili do celi. Ten z oczami pełnymi gniewu i śliną w kącikach ust, kopiąc nogami na wszystkie strony wykrzykuje swoje oskarżenia dopóki straż go nie wyprowadzi... Tylko nie wszystko się tu zgadza. Bo przecież to jest facet, którego Herod lubił jednak słuchać - chyba nie jak na niego wrzeszczy z góry uświadamiając mu jakim marnym jest robakiem i że zginie w męczarniach jeśli się nie nawróci. Czyli musiał mówić ciekawie, inspirująco, starając się dotrzeć do niego, wsłuchując się w to co mówi, poznając jego pragnienia, tęsknoty i posługując się nimi, by przekazać mu prawdę o Bożej miłości. To "nie wolno Ci mieć..." było raczej wypowiadane ze smutkiem, nawet z troską, choć pewnie z nutką swoistej nieuchronności. Skoro słuchał go Herod, to i Herodiada musiała widywać go często. Może dyskutowali, ona próbowała mu uświadamiać, że nic złego się nie dzieje, szukała argumentów, ale wniosek był zawsze ten sam: "nie wolno...". To musiało ją gnębić. A pewnie jego łagodna postawa utrudniała jej pozbycie się go, bo wrzask i napastliwość chyba byłyby wystarczającym argumentem za szybszą egzekucją.
Skoro Jan jest pokazywany przez Jezusa jako wzór, to raczej ze względu na jego miłość, a nie za jedzenie szarańczy. No i ze względu na posłuszeństwo - Bóg powiedział mu, że ma iść chrzcić wodą, to poszedł. Powiedział, że ma się usunąć, bo wykonał misję "Głosu" - to się usunął i przekazał swoich uczniów Mesjaszowi. To raczej nie był surowy, sękaty jegomość ciskający gromy i budzący strach, przecież przychodzili do niego całej okolicy, słuchali go, nawracali się...
Tak sobię myślę. A nawet jeśli się mylę, to argumenty są wystarczające, by nabrać wątpliwości, że słuszne jest wykorzystanie św. Jana Chrzciciela jako maczugi na rozmówców.