Uncategorized

Brak tytułu (2010-07-25)

dodane 20:40

Dziś odwiedziłam chorego męża zmarłej przed dwu laty Siostry. Jestem przerażona skalą degradacji człowieka, brakiem woli życia i niechęci do przyjmowania jakiejkolwiek pomocy.

Bardzo kochana przez nas Siostra, jego żona, umierała bardzo długo - choroba nowotworowa, mimo kilku operacji, naświetlań, chemioterapii od samego początku nie dawała żadnych szans wyleczenia. Trudno opisać cierpienie, zwłaszcza psychiczne. Pomoc naszej służby zdrowia była tak różna - czasem brakowało prostych ludzkich zachowań, odbierano nam resztę nadziei. Na szczęście  przeważali lekarze z powołania, dzięki nim i dzięki niesamowitej woli życia Siostra po "wyroku" żyła jeszcze prawie 2 lata. Nadszedł moment pełnego uzależnienia chorej od otoczenia, mimo zażenowania, czasem wręcz upokorzenia, Siostra z uśmiechem i wdzięcznością przyjmowała pomoc. Generalnie - była niesamowicie dzielna - cierpliwa, pogodna, towarzyska, pełna nadziei, mimo wszystko.

Jej mąż, który zachorował na chorobę nowotworową prawie równocześnie, mimo realnych szans wyleczenia, poddał się, nie zależy mu na życiu, nie przyjmuje pomocy, nie dba o siebie, nie leczy się, nie je... Nie mamy żadnych możliwości zmiany jego nastawienia, wszystko przyjmuje "na nie", dosłownie ośli, głupi upór. W efekcie powoli umiera z głodu! Nie wiem, jak wpłynąć na niego, jak obudzić w nim choć odrobinę nadziei - odrzuca wszystko i wszystkich, nawet Boga, do którego ma żal z powodu śmierci żony. Dziś chyba ostatni raz próbowałam argumentować, zachęcać i tłumaczyć. Nasze działania wywierają odwrotny skutek. Czy mamy pozwolić mu umrzeć? Czy jest jakaś możliwość przymusowego hospitalizowania i leczenia? 

Pozostaje modlitwa i nadzieja w miłosierdziu Boga.

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 07.05.2024

Ostatnio dodane