Uncategorized

Tacy inni

dodane 23:12

Jak to się dzieje, że wychowani w identycznym środowisku, w tych samych warunkach kulturowych, mając te same wzorce, przez lata dzieciństwa, dorastania wpajając te same zasady, normy funkcjonowania między ludźmi ostatecznie "zrywamy" ze wszystkim, czego zdążyliśmy się nauczyć i ... stajemy się zupełnie innymi ludźmi. Czy to oznacza, że wcześniej nie byliśmy naturalni, uczciwi, szczerzy ? Czy wpływ środowisk, w których wzrastaliśmy, okazał się nadmierny, może nawet szkodliwy? Skąd ta tęsknota za innością, indywidualnością czasem wbrew ludziom, których przecież kochamy i szanujemy ?

Każde z czworga mojego rodzeństwa jest inne. Nawet mój brat - bliźniak, z którym przez całe nastoletnie życie szliśmy "łeb w łeb", wszędzie razem, ostatecznie poszedł w zupełnie inną niż ja stronę, ma inny światopogląd, inny system wartości i sposób na życie. Z rodzinnego domu pozostały nam cenne wspomnienia, ale przekazane nauki wykorzystujemy tak odmiennie. Żeby była jasność - staramy się żyć uczciwie, na swój rachunek, szanować drugiego człowieka, nie wyrządzać zła.  To z pewnością zasługa kochanych rodziców, ale brakuje wspólnej płaszczyzny; tak wiele nas różni, że czasem przestajemy się rozumieć.

Nasze trzy córki staraliśmy się z mężem wychowywać mądrze i odpowiedzialnie. Myślę, że nie brakowało im miłości w rodzinnym domu. Otrzymały pełne, w miarę równe szanse zdobycia wykształcenia, wszystkim przekazaliśmy cenne naszym zdaniem wartości moralne, religijne, patriotyczne ... Subiektywnie uważam, że kochając każdą najmocniej, jak można, miłością pewną, bezwarunkową, starałam się dać im wszystko, co niezbędne, szanując przy tym ich indywidualność, odrębność.  I one są skrajnie różne -  wszystkie delikatne i wrażliwe, bardzo kobiece, piękne...                  Ale najstarsza, mimo wielkich atutów w postaci urody, dużej wiedzy, inteligencji jest niedojrzała, ma wielkie problemy z  przystosowaniem się do życia w społeczeństwie. Tęskni za prawdziwą miłością, a dokonuje wyborów, które czynią jej życie piekłem. Mimo jej deklaracji nie czuję, abyśmy byli jej bardzo potrzebni, zachowuje dystans i rzadko kontaktuje się z nami. A ja przeżywam katusze widząc jej problemy, bo bardzo ją kocham. Średnia córka sprawiała wrażenie, jakby "wychowała się sama" - nie było żadnych, typowych dla dzieci, problemów. Była grzeczna, cicha, spokojna, nie wymagała więc specjalnych starań - po latach okazało się, że czuła się przez to mniej kochana. Dziś jest raczej szczęśliwą mężatką, znakomicie radzi sobie w pracy, niestety w innym kraju. Bardzo tęskni za domem i rodziną - z wzajemnością. Najmłodsza miała szczęście być oczkiem w głowie dla wszystkich. Starałam się zachować mądrość w wychowaniu, zrekompensować starszym córkom nadmierne zainteresowanie rodziny ich siostrzyczką. Ze strony najmłodszej córki odbierałam czułość, zainteresowanie i troskę, wielką wrażliwość na krzywdę ludzką. Dlaczego teraz, kiedy jest dorosła, kończy studia, prze ku samodzielności, stała się egocentryczna, twarda, obcesowa ? Gdzie się podziała jej wrażliwość i delikatność? Czy to wpływ środowiska, czy nowych czasów?

Żadna z nich nie przejmuje się zbytnio wartościami, które dla nas stanowiły sedno życia. O pewnych wartościach się nie rozmawia, więc staram się nie wyciągać pochopnie wniosków, ale samodzielne lub prawie samodzielne życie w każdej z nich wyzwoliło cechy wcześniej nieznane, nieprzewidywalne. Nasza, rodziców rola jest w tej chwili niewielka: służyć pomocą, słuchać, wspierać. Wiele wysiłku kosztuje mnie akceptacja ich sposobu życia i postrzegania świata, tak innych od tego, co wpajaliśmy przez lata i czym sami żyjemy. Bardzo kocham swoje dzieci, staram się pomagać, kiedy tego potrzebują, wspierać w problemach, pocieszać w smutku... Nie wiem, na ile mogę liczyć na wzajemność, jeszcze nie było okazji sprawdzić, ale czuję, że i one mnie kochają, szanują i potrzebują. Stąd czerpię siły do życia, ta nadaje mu sens. Czasem tylko zastanawiam się, czy nie popełniam błędu koncentrując się na dzieciach zamiast spełniać swoje plany, marzenia ? Tak, jak robił mój mąż ? Zawsze robił to, co chciał i kiedy chciał. Dzieci widząc to pocieszały i wspierały mnie, z czasem zaczęły krytykować tatę za sposób bycia i złe traktowanie żony, a mnie za, niepotrzebne ich zdaniem, cierpienie, zaczęły wręcz zachęcać mnie do rozwodu. Tylko ja roztrząsam dziś błędy w wychowaniu, choć wolałabym widzieć dzieci uczciwe, spokojne i szczęśliwe i nareszcie pomyśleć o sobie. Chyba zmierzam w kierunku cierpiętnictwa, a tego nie chcę.

Spróbuję zaakceptować indywidualizm dzieci, wybory życiowe i stosunek do ludzi i świata. Przecież wszystko, co z poświęceniem przekazywałam im, nie może się zmarnować. Myślę, że wszystko to odezwie się w stosownym czasie, bo jest głęboko zakorzenione w ich sercach i umysłach. Z taką nadzieją wciąż powierzam je opiece Pana Boga.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane