Uncategorized
Ania
dodane 2009-11-15 00:17
Dziś odwiedziła mnie kochana, najstarsza córka! Tak nieoczekiwanie, że aż się przestraszyłam odwiedzinami. Spodziewałam się nowych problemów - a tu niespodzianka: nie było powodu wizyty, były po prostu odwiedziny mamy, tak z potrzeby serca, bez podtekstów.
Odkąd córka trafiła do sekty, wiele zmieniło się w naszym życiu - w praktyce oddaliłyśmy się od siebie, wizyty stały się rzadkie i niejako z obowiązku. Całym sercem protestuję przeciwko takiemu wyborowi, ale jednocześnie muszę uznać prawo córki do własnych, nawet nieudanych, wyborów. Do własnej wiary, nawet wbrew wychowaniu, tradycji, opinii rodziny. Przeciwstawienie się wszystkim (rodzinie, znajomym, przyjaciołom), radykalna zmiana systemu wartości wymagała, obiektywnie rzecz biorąc, wielkiej desperacji, wielkiej odwagi. W przypadku mojej córki ten radykalizm i nietrafne wybory skutkowały leczeniem psychiatrycznym, nawet szpitalem w obliczu gróźb samobójczych. Może córce te "doświadczenia" nie były potrzebne, z pewnością jednak uświadomiły mi, jak ważne jest dla mnie moje dorosłe już dziecko. Wcześniej rozpaczałam z powodu odejścia z Kościoła, które traktowałam jak oczywistą zdradę Chrystusa, nas (rodziny) i wszystkich wartości, którymi przez lata żyła. Szpital i wcześniejsze wydarzenia, które doprowadziły do załamania córki, uświadomiły mi, że tak naprawdę ważna jest ona sama, jakiekolwiek wyznawałaby poglądy. Oczywiście zdrada, to zdrada, ale wiem, że zbłądziła wprowadzona w błąd metodami, które sekty mają wypracowane, przetestowane, pewne. Modlę się więc o światło Ducha Świętego dla niej, aby otrząsnęła się z tego koszmaru. A dla mnie córka jest nadal moim dzieckiem, niezależnie od wszystkich okoliczności. Najpierw dziecko, potem reszta! Przez 2 lata nasze kontakty nieco się poprawiły. Widzę, jak bardzo córka potrzebuje mnie (nas), tęskni. Staram się pomagać, na ile mi sił i środków starcza. Oczywiście za zgodą, ew. na prośbę córki.
Kiedyś, na początku tych wszystkich nieszczęsnych wydarzeń, próbowałam szukać pomocy u specjalistów. Byłam też w Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji, gdzie, niestety, potraktowano mnie odmownie - córka jest dorosła, ma prawo do życia wg własnych wyborów. Byłam zdruzgotana i zdegustowana jednocześnie, bo któż może pomóc, jeśli nie specjaliści w dziedzinie? Potem jeszcze wiele razy przekonałam się, że "pomoc" w praktyce tak właśnie wygląda. Trzeba tragedii, żeby ludzie, którzy przecież dobrowolnie podjęli się pewnej misji w życiu, wreszcie się obudzili i zaczęli działać. Dziś nie mam zaufania do żadnych instytucji. Może krzywdzę tą opinią ludzi szczerze zaangażowanych, ale moje doświadczenia są złe - ja na takich ludzi nie trafiłam. Musiałam więc "poddać się" i pogodzić się z nowym życiem córki. Oczywiście, córka zna moje zastrzeżenia. Jako matka nie mogę udawać, że jest dobrze, jak jest źle. Jestem otwarta i szczera wobec córki, ale też staram się być taktowna i tolerancyjna. Modlę się, jestem przy niej i mam nadzieję, że kiedyś przypomni sobie piękne, mądre chwile przeżyte w Kościele katolickim, zatęskni za wartościami, którymi od zawsze żyła, do czasu poznania przyszłego męża, aktywnego członka sekty. Przecież to wszystko nie może pójść na marne. Wierzę mocno, że to wszystko, co dzieje się w naszym życiu, musi czemuś służyć - skoro Pan Bóg dopuszcza takie dramaty.
Dziś cieszę się - moje dziecko potrzebuje matki! Nie zawiodę Cię, Aniu.