Uncategorized
X
dodane 2009-10-30 23:28
Właśnie minął tydzień urlopu. Pora dość nietypowa - nieprzyjemna jesień, zimno, mokro... Dlaczego teraz?
Był czas tak wielkiego zmęczenia, takiego znużenia problemami, że bałam się o siebie. Nie, nie rozczulam się nad sobą, ale wiem, że jestem potrzebna dzieciom, zwłaszcza najmłodszej córce, która dopiero kończy studia. Za wszelką cenę chcę być sprawna, niezależna, aktywna. Czuję się wewnętrznie młoda, choć kalendarz i lustro mówią co innego. Tylko jak unieść te wszystkie sprawy? Nie mam wsparcia w mężu, przeciwnie - oszczędzam go, ponieważ jego reakcje tylko zaogniają atmosferę. Wyczuwam charakterystyczne brzmienie głosu, umiem przewidzieć ciąg dalszy i już "na wyrost" się boję. Z ledwością mogę opanować drżenie ciała, unikam jego wzroku, nie reaguję na złorzeczenia... Naiwnością jest sądzić, że taki człowiek może mnie wspierać. A przecież znana to prawda, że miłość we dwoje to podwójna miłość, a problemy we dwoje to połowa problemów. U nas ta prawda się nie potwierdza. Więc zamykam się w sobie z problemami własnymi i cudzymi, które jak na złość się mnożą. Próbuję załatwiać, co się da, nie poddaję się i najczęściej z dużych pozostają małe sprawy, z którymi już da się żyć.
Zawsze mówiono o mnie, że mam mocną osobowość. To raczej prawda, chociaż nie czuję się herod babą. Ale wiem, że nawet ta siła ma swoje granice. Nie chcę ich poznać, więc nie przyznaję się do słabości i trzymam fason. Parę dni temu stało się - nie wytrzymałam ciężaru spraw zawodowych i rodzinnych, ugięłam się pod presją odpowiedzialności i zbuntowałam przeciwko jawnemu wykorzystywaniu i "spychotechnice" w pracy. Decyzja o urlopie była szybka i zdecydowana.
Tak więc odpoczywam i regeneruję siły. Za wszelką cenę staram się zachowywać spokój, cierpliwość, dystans do wydarzeń. Nie potrafię "wyłączyć"małżonka, ale próbuję nie reagować na zaczepki, nie stresować się jego zachowaniem. Zbliża się święto, czas szczególnej pamięci o tych, co odeszli. Chcę przeżyć ten czas refleksyjnie i mądrze; wszystkie modlitwy chcę ofiarować za kochanych Zmarłych - zwłaszcza za Rodziców i Siostrę. Bardzo tęsknię za Nimi, ale jednocześnie boję się myśleć o spotkaniu w wieczności. Boję się myśli o śmierci, przeraża mnie nieuchronność odejścia i rozliczenia ze swego życia przed Bogiem. Te uczucia narastają z wiekiem, pewnie to normalne. Dojrzałość człowieka musi przynosić refleksje, że niczego tak naprawdę nie da się naprawić, nie można powtórzyć ani jednego rozdziału z życia. A sprawę zdamy ze wszystkiego. W Panu Bogu pokładam nadzieję, że nie będzie zbyt surowym sędzią.
Kilka dni przerwy w zabieganiu, zapracowaniu zdecydowanie mi posłużyły. Czas spędzam bardzo aktywnie, ale z dużym spokojem. Jest mi dobrze, jeszcze kilka wolnych dni przede mną...