Uncategorized

Wspomnienie

dodane 00:54

Przypomniało mi się dziś zdarzenie sprzed lat, z czasów, w których byłam tak bardzo obciążona problemami licznej rodziny, a które jednak wspominam z sentymentem ze względu na osobiste przeżycia religijne, doświadczenia Boga.

Jak zwykle wyprawiłam dzieci do szkoły, przedszkola i w pośpiechu szykuję najmłodsze do żłobka. Prawie biegiem, muszę przecież zdążyć do pracy. Jak dobrze byłoby wstąpić po drodze do kościoła, choć na chwilę. Tak bardzo potrzeba mi spokojnej, cichej modlitwy, kiedy zatrzymawszy się w biegu mogę pobyć z Nim sam na sam. Lata treningu sprawiają, że zdążam... Wchodzę w ciszę kościoła na początku mszy św., siadam cichutko w ostatniej ławce, żeby nie przeszkadzać innym. Nareszcie chwila dla siebie. Na ławce obok mnie siada starsza pani, która, jak się wydaje, również zatapia się w modlitwie. Nagle, w czasie modlitwy " Ojcze nasz", rozlega  się jej przeraźliwy, niesamowity krzyk. Początkowa konsternacja ustępuje, staram się powoli, delikatnie uciszyć i uspokoić słabnącą kobietę. Już nie krzyczy, całym ciężarem wspiera się na mnie, z trudem mogę ją utrzymać. Więc ostrożnie siadam, opieram jej głowę na swoich kolanach i ze szczerym uczuciem próbuję ją uspokoić. Wydaje się, że jest dobrze. Ktoś wzywa pogotowie, ktoś inny powiadamia księdza. A ja głaszczę twarz i ręce obolałej, przerażonej kobiety i z każdą chwilą czuję, że odchodzi, gaśnie... Nie wiem, jak to jest, a jednak nie łudzę się - starsza pani umiera. Ta myśl mnie przeraża, ogarnia mnie wielki żal, nie do opanowania. Już nie powstrzymuję płaczu... Szlocham i tulę omdlałą kobietę, pomagam jej pokonać strach, spokojnie odejść. Czuję, jak z moich rąk wymyka się życie...

Kiedy podchodzi do nas ksiądz z sakramentami, starsza pani jest już pewnie w innym wymiarze. Ksiądz nie dowierza, że to obca dla mnie osoba. Mój żal wskazywał wyraźnie na odejście mamy. Przybyły lekarz pogotowia stwierdza zgon, z trudem wynoszą ciało z ciasnej ławki, zadając zmarłej niepotrzebny ból.  Tak czułam, mój żal jeszcze się spotęgował.

Zostałam sama, już nie byłam potrzebna. W ciszy na nowo przeżywałam dramat, za wszelką cenę starając się uspokoić, opanować rozpacz. Żal z powodu samotnej śmierci kobiety, świadomość gaśnięcia, uchodzenia ducha - to były zbyt ciężkie dla mnie doświadczenia. Rozpacz długo nie ustępowała, nie było mowy o chrześcijańskiej nadziei. Był tylko smutek i rozpacz. Aż kiedyś zrozumiałam, że nieprzypadkowo znalazłam się w tym dniu, w tym miejscu - nigdy nie siadam w ostatniej ławce, a i czas był napięty, mogłam nie zdążyć na mszę św. Skąd znalazło się we mnie tyle współczucia, tyle serdecznej troski o obcą osobę ? Poczułam się specjalnie wybrana przez Pana Boga, żeby pomóc przejść na drugą stronę czyjejś obolałej, przerażonej mamie. Dziś zastanawiam się, czy mogę tak myśleć. Czas zatarł wrażenia, trudno odtworzyć uczucia, a jednak wiem, że wtedy nie mogłam myśleć inaczej. Poczułam się potrzebna na tym świecie, moje życie nabrało większego sensu. Do dziś pamiętam nieznajomą mamę z imienia i nazwiska, pamiętam też datę zdarzenia. Wspominałam o nim tylko spowiednikom, próby przekazania tych ważnych dla mnie przeżyć najbliższym wywołały jedynie niedowierzanie, a nawet politowanie. 

A dla mnie to jeden z widocznych znaków działania Pana Boga w moim życiu.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane