Pafra i Kachren
dodane 2018-03-13 13:57
Mało dobraną byli parą. Ona pełna energii, chętnie podejmująca nowe wyzwania. On cichy, wycofany, wystraszony wszystkim, wykraczało poza rutynę dnia.
W sumie to ciągle go sztorcowała. To źle, tamto niedobrze. Zupa, którą codziennie dla niej gotował raz za słona, raz słona za mało. Pranie? Dlaczego akurat tego dnie włączył pralkę? Nie mógł wcześniej albo później? I dlaczego na taką temperaturę? Sprzątać też nie umiał. Zawsze nie dość dokładnie, zawsze nie tak na nowo poukładał stojące na pułkach bibeloty. Wszystko źle. Smutny? No czego się smuci? Wesoły? No czego szczerzy zęby? Zwyczajnie poważny? No bez poczucia humoru. Żartujący? No pajac z niego.
Dziwnie to wyglądało, ale wiadomo, kto nie ma możliwości zabrania głosu nie ma racji. Otoczenie coraz bardziej współczuło biednej Pafrze. Taka miła, sympatyczna osoba! Tak się stara! A ten Kachren. No, kompletna porażka. Po co w ogóle po świecie chodzi?
Z tego wszystkiego Pafra podupadła na zdrowiu. Pojechała do wód. Do sanatorium. Kachrena spotkałem w piwnym ogródku. Szerokim gestem zaprosił, bym usiadł przy jego stoliku.
- Co słychać - spytał.
- W porządku - odpowiedziałem zdawkowo.
W głowie zaczęły kłębić się myśli. No stacza się Kachren. Stacza jak nic. Żona w sanatorium, a on zaraz na piwie. Trzeba było jakoś szybko sprowadzić go na właściwe tory. Ale jak?
- Słuchaj, jak dajesz sobie radę bez Pafry?
Spojrzał na mnie badawczo.
- A jakoś daję - rzucił i rozśmiał się.
No tak. Siedział na piwie. Ale ubrany był bardzo schludnie. Chyba nawet był u fryzjera. I taki jakiś inny. nie papuciowaty pantoflarze. Jakby bardziej energiczny.
- Przepraszam, muszę już iść - odpowiedział gdy zaproponowałem kolejne piwo. Wybieram się dziś do kina. Na film (...). Idziesz też Xipoopo?
No nie mogłem. Nie dziś.
- Szkoda. Byłby czas więcej pogadać.
Wstał od stolika i sprężystym krokiem, jakby mu ktoś odjął dwadzieścia lat ruszył do zaparkowanego nieopodal samochodu. To ten sam Kachren? Ten sam nieudaczny Pafry?
No tak. Bez niej i jej narzekania chyba był jednak inny.
Pafra wróciła z sanatorium parę dni wcześniej. - Ten mój nieudacznik beze mnie nic a nic sobie nie radzi - ogłosiła zdziwionym jej powrotem. No tak, nie poradziłby sobie. Tylko by na piwie siedział - orzekli przyjaciele i znajomi. Tylko kuzynka Kurzymka kręciła głową.
- Oj Xipopo, Xipopo, wierzysz jeszcze w te bajeczki? Mam znajomą, która był w tym samym czasie w tym samym co Pafra sanatorium. Wszyscy mieli jej tam dość. Z wszystkiego była niezadowolona, ciągle na wszystko i wszystkich narzekała. Gdyby sama nie wyjechała pewnie by ją stamtąd wyrzucili - dodała.
Ha. Jak to rzeczywistość bywa czasem inna od tego co głosi propaganda.