Rozeznawanie i co dalej?

dodane 15:08

Czyli rzecz o synodzie biskupów.

- Co myślisz o synodzie? Andronik wyraźnie poirytowany nie mógł sobie znaleźć miejsca. Odkąd przyszedł niewiele powiedział. I nie bardzo słuchał, kiedy to ja mówiłem. Za to często wstawał. To po cukier, choć leżał na stole, to nagle chcąc zobaczyć jakąś książkę, choć przedtem nigdy go nie interesowały.

- Jestem załamany – wykrztusił wyraźnie zadowolony, że sam go o to spytałem. – Szlag mnie trafia szczerze mówiąc – dodał i wyraźnie odetchnął, że w końcu to z siebie wyrzucił. – Reformowaliby naukę Chrystusa, a nie potrafię zreformować tak przyziemnej sprawy, jak własne stroje.

Musiałem mieć dość zdumioną minę, bo spojrzawszy na mnie zaczął wyjaśniać.

- Jak baby łażą w tych swoich czerwonych łaszkach, chętnie nakładając na siebie różne koronki, a na łapy wkładając pierścienie.  I tu wcale nie mają zamiaru dostosować się do dzisiejszego świata. Ale w kwestii rozwodów? Nie ma problemu. Zmienimy nauczanie Chrystusa, żeby nie spadły wpływy z podatku kościelnego. Bo to by naruszyło podstawy funkcjonowania Kościoła – perorował Andronik wyraźnie coraz mocnej się nakręcając.  Czułem że szuka jakiegoś odpowiedniego epitetu. Spojrzał na mnie, ale widząc mój spokój skonfundowany urwał.

- Nie mam racji?
- Trochę masz – odparłem. - Ale przecież nic takiego się nie stało. Jeszcze nie pozwolono rozwodnikom przystępować do komunii.
- Nie pozwolono? Sprawa ma zostać rozeznana. Czyste kpiny – znów zaczął się zapalać. Kto niby to ma rozeznać? Niemieccy księża, którzy dawno przestali spowiadać? To będzie czysta formalność!

W tym wypadku trudno było się nie zgodzić. Ale Andronik już nie zauważył mojego potaknięcia. Jego myśl już biegła dalej.

- Wiesz? Ja dawno już myślę, że my w tym swoim praktykowaniu pokuty za małą rolę przywiązujemy do zadośćuczynienia za zło. Pozwalamy grzesznikom bez przeszkód korzystać z owoców grzechu.

Nic nie odpowiedziałem. Andronik widząc moje milczenie zaczął tłumaczyć.

- Patrz, tacy nasi członkowie partii z czasów komuny. Zapisali się do organizacji walczącej z Kościołem. Mieli z tego całkiem spore profity. Pomijam tych którzy dostali mieszkania czy talony na samochód. Ale taka ubecka emerytura. Czy nawrócony ubek nie powinien połowy z niej przeznaczać na tych, których katował albo wyrzucił z pracy? Co to za nawrócenie, jeśli on ciągle korzysta z owoców swojej nieprawości, a ci, których prześladował żyją w nędzy?
- Jak to sobie wyobrażasz? – spytałem. – Mają wszystko rozdać?
- A czemu nie? Ich dzisiejsza pozycja jest owocem grzechu. Co to za nawrócenie, które nie kosztuje?
- Hmm..

- Wyobraź sobie Xipopo, że jesteś księdzem i przychodzi do ciebie do spowiedzi człowiek, który mówi, że ubezwłasnowolnił swojego ojca, odebrał mu jego majątek, a jego samego wysłał do domu starców. Daleko od miejsca zamieszkania, żeby go nie odwiedzać. Rozgrzeszyłbyś takiego drania bez solennej obietnicy, że to zło naprawi? Przynajmniej przez przygarnięcie ojca do siebie albo choć przeniesienie go bliżej, by go codziennie odwiedzać?

- Albo taki zabójca – ciągnął nie czekając na moją odpowiedź.
- Życia nie zwróci – rzuciłem.
- Owszem. Ale jeśli zabił dla jakiejś korzyści materialnej, czy nie powinien się jej wyrzec? Albo jeśli zabił, żeby jakieś świństwo ukryć, nie powinien się teraz do świństwa przyznać? Inaczej ciągle czerpie korzyści ze swojej zbrodni.
- Co racja to racja.
- Albo taki złodziej. Rozgrzeszyłbyś drania, który pożyczył pieniądze i się ulotnił nie żądając od niego zwrócenia tego, co ukradł? Zastanawiałbyś się, czy będzie miał z czego żyć?
- No nie – odparłem. Tak nie można.
- A widzisz. Tymczasem nad cudzołożnikami się użalamy. Co miałby zrobić, gdzie się podziać, jak wychowywać wspólne dzieci.
- No nie przesadzaj – teraz już się obruszyłem. Przecież tu chodzi o naprawdę ważne rzeczy.
- A status społeczny złodzieja, który nagle musi oddać pieniądze, które pożyczył i ich dotąd nie oddał? Oddanie nie naraża go na kłopoty.

Nie odpowiedziałem. Szukałem jakiegoś argumentu. Ale Andronik już wwiercił się we mnie tym swoim świdrującym wzrokiem. Czułem że za chwilę mnie dobije.

- A co być powiedział w spowiedzi dorosłemu facetowi uwikłanemu w grzech pornografii. Użaliłbyś się nad nim i pozwolił mu trwać w grzechu, bo leczy w ten sposób jakieś kompleksy czy swoją samotność czy jednak żądałbyś, żeby z grzechem zerwał?
- To nie to samo – zacząłem się bronić.
- Nie? Było przymierze: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że cię nie opuszczę aż do śmieci. To nie ma znaczenia?

Zamilknęliśmy. Ja zdruzgotany. Andronik chyba też. Atakował bez litości, ale wiedziałem, że sam bardzo to wszystko przeżywa.

- Znaczy że dogmat o nieomylności papież z 1870 roku był pomyłką? – spytałem. W moim głosie musiała pobrzmiewać rozpacz, bo Andronik zrezygnował z kontynuacji ofensywy.
- Nie wiem.. Sam nie wiem... Uczciwemu katolikowi pozostają w tej chwili dwa wyjścia. Zgorszyć się przestać się przejmować własnymi grzechami. Albo powiedzieć sobie, że mimo wszystko będzie wierny.
- Wiesz że papież nazwałby cię człowiekiem, który stawia się w roli sędziego bliźnich? – spytałem złośliwie odzyskawszy nieco rezonu.

Andronik nie odpowiedział od razu. Widziałem, że próbuje jakoś zapanować nad wielością myśli, które teraz biegały mu po głowie. Zawsze miał w takich razach taką charakterystyczną minę: tępo wlepiony w jedno miejsce wzrok i lekko otwarte usta. Zaczął ruszać ustami, ale nie wydobył się z nich jeszcze żaden dźwięk. Jakby nie miał znaleźć odpowiednich słów na to, co chce powiedzieć.  

- Wiesz – rzucił w końcu, a ja słysząc to słowo wiedziałem już, że teraz powie coś dla niego bardzo ważnego. – Dziś czytano w kościołach Ewangelię o uzdrowieniu niewidomego z Jerycha.

Wiedziałem, byłem w kościele, ale w takich sytuacjach nie ośmielałem się Andronikowi przerywać.

- Tam napisano, że ten uzdrowiony poszedł na Jezusem drogą. A wiesz, gdzie poszedł?
- No gdzie?
- Do Jerozolimy. Poszedł po swoją śmierć. Zabili Go, bo to czego nauczał nie pasowało do wyobrażeń przywódców Izraela. I to jest też droga prawdziwych uczniów Jezusa. Dla Jezusa wejść w konflikt nie tylko z przywódcami politycznymi, ale też chyba czasem religijnymi.
- Chcesz wchodzić w spór z papieżem? – odpowiedziałem rozbawiony, ale też zaniepokojony tym, co mogło teraz Andronikowi chodzić po głowie.
- Nie, nie bój się – rzucił. Po prostu pozwolę się oskarżyć, spoliczkować, opluć ubiczować, a w końcu i ukrzyżować. Niech sobie sam papież mówi, ze jestem winny, bo osądzam innych. Co mi tam. Wiem czego uczył Chrystus i choć jestem słabym i grzesznym człowiekiem nie pójdę drogą takiej egzegezy Jego nauczania, która wypacza jego sens.
- Dasz radę? Będziesz umiał trwać w przekonaniu, że jesteś uczniem Jezusa, skoro tylu będzie mówiło, żeś Go nie zrozumiał? Albo że masz złą wolę i nie chcesz co mówi Duch do Kościoła?

Andronik lekko pobladł.

- Pewnie nie dam rady. Ale spróbuję. Zgorszyć się zawsze jeszcze zdążę.
- Zgorszyć?
- Uznam, że skoro wszystko można wytłumaczyć, to nie ma sensu się starać unikać grzechu. Ale mam nadzieję, że jednego na pewno nie zrobię. Nigdy zła nie nazwę dobrem...

Andronik zerwał się na równe nogi.

- Idziesz? Co tak nagle?
- Zasiedziałem się. W domu będą czekać – rzucił.

Co wykombinował? Będzie Zakładał własny kościół? Zacznie jakąś antysynodalną krucjatę? Zawsze miał zadatki na herezjarchę i schizmatyka. E, chyba nie. Pewnie z tego wszystkiego zapomniał, że obiecał żonie pomóc przy obiedzie.

- Do zobaczenia Androniku...
- Do zobaczenia. Za rok na Górnym Syjonie.

Zatkało mnie. Zażartował? Ale już nie zdążyłem o nic zapytać. Odgłos biegnącego po schodach człowieka oddalał się coraz bardziej.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024

Ostatnio dodane