Azyl dla misia
dodane 2015-09-28 00:47
... czyli o tym jak troska o bliźniego może go doprowadzić do głodowej śmierci.
Tego dnia nie zapuszczaliśmy się w Tatry zbyt daleko. Ledwie przeszliśmy na południe doliną Zadnich Koperszadów. Dlatego wieczorem mieliśmy jeszcze dość siły, by siąść na tarasie i pograć w karty. Ja, Romulus, Wit i nasz gość z zagranicy Greenan. Ale jakoś grać się nie chciało. Tatry skąpane w skośnych promieniach zachodzącego słońca dawały jasny pogląd na naszą ich (nie) znajomość. Tylko Wit znał je trochę lepiej. Czy kiedyś damy radę zajrzeć w ich wszystkie udostępnione dla turystów zakątki?
- Wit, co to za dolina? – spytał Romulus
- Waksmundzka – odpowiedział bez zastanowienia siedzący plecami do gór Wit.
- Skąd wiesz o którą pytam?
- Sądzę, że chodzi Ci o tą naprzeciw nas. Tę której nawet dno tak pięknie stąd widać.
Nie, Wit stanowczo był zbyt przenikliwy.
- Waskmudzka powiadasz? – powtórzył nie wiadomo po co Romulus. A biegnie nie jakiś szlak?
Wit odwrócił się w stronę gór.
- Nie. Ona jest zamknięta dla ruchu turystycznego. Ten grzbiet z prawej jej strony to Koszysta. Z lewej – Wołoszyny. Kiedyś biegł tamtędy szlak. Kończył się na Polanie pod Wołoszynem. Dziś mocno już zarośniętej. Szkoda, w sumie to przecież ostatnia część Orlej Perci.
-Orlej Perci – włączył się w rozmowę Greenan? To tam też tak przepaścisto?
- Nie. Jest tam jedno czy drugie trudniejsze miejsce, ale nic takiego – odparł Wit.
- Byłeś tam? - spytałem badawczo
Wit zmieszał się, jakby został przyłapany na jakimś niecnym postępku.
- Tak, byłem. W jakąś deszczową niedzielę. Żeby filance nie przyuważyły. Były tam jeszcze wtedy ślady ścieżki. Szedłem z Polany Pod Wołoszynem na Krzyżne. Ta przełęcz leży w sumie na zbiegu tych dwóch grani.
- Serio? Pytałem nieco zdziwiony. Byłem na Krzyżnem i nie zauważyłem ciągnącej się w tę stronę doliny.
-Serio. Tylko trzeba podejść trochę wyżej, za zasłaniający dolinę grzbiet
- Wit, to czemu ten szlak zamknęli? – spytał jak zwykle rzeczowy Romulus.
- Z dovodu prírodnej ochrany – odparł po słowacku Wit
No tak, na ochronę przyrody nie poradzisz. Ten argument przecina wszelkie argumenty
-A było tam co chronić? – spytał Greenan?
-Nie wiem – odparł stropiony Wit. Może szlak był tam już mocno uszkodzony? Nie wiem. Ale słyszałem, że chodziło o coś innego. Ktoś wymyślił, że Dolina Waksmundzka stanie się ostoją dla niedźwiedzi.
Spojrzeliśmy po sobie niepewnym wzrokiem. Trochę wysoko ta dolina. I od północnej strony. Co by tam niby te niedźwiedzie miały jeść?
- No i zadomowiły się tam te niedźwiedzie – spytał Wita Romulus.
- Nie wiem – odparł zapytany. Może to kolejny przykład życzeniowego myślenia ochroniarzy. Albo ktoś tu próbował jakiś interes.
Spojrzeliśmy na Wita pytająco.
- No, tam gdzie nie ma turystów ani taterników nikt nie kontroluje, kto i co robi, prawda?
Ano prawda.
- Ty, Xipopo – zwrócił się do mnie Romulus. Pamiętasz tego faceta, co nam mówił o niedźwiedziach w Niżnych Tatrach?
Roześmiałem się. Tak tak, jakże miałbym nie pamiętać.
- Wędrując kiedyś grzbietem Niżnych Tatr zapytaliśmy kiedyś jakiegoś bywalca o to, czy nie kręcą się tu niedźwiedzie – ciągnął Romulus – Facet rozejrzał się i powiedział: czy ja wiem? Pewnie już zeszły do na dół, na pola, nawtranżalać się przed zimą kukurydzy.
- No tak, a u was wymyślili, żeby niedźwiedzie trzymały się w Waksmundzkiej, z dala od pół uprawnych – roześmiał się Greenan. Niedźwiedzie nie są przecież takie głupie. Idą tam, gdzie się mogą najeść.
Rozmowa zeszła na absurdy naszej rzeczywistości. Wiatr przywiał nad Waksmundzką małą chmurkę.
- O, widzicie? Niedźwiedzie! – rzucił Romulus.
Jak? Gdzie?
- O tam, ta chmurka – kontynuował niezrażony Romulus. - Widzicie? To sygnały dymne. Niedźwiedzie w Waksmundzkiej rozpaliły ognisko i nadają: „Do Dyrektora TPN. SOS, zabrakło nam kukurydzy. Koniecznie dostarczcie, bo pozjadamy turystów!”
Gruchnęliśmy śmiechem. No tak. Pewnie nigdy się nie dowiemy, czy w Waksmundzkiej faktycznie są niedźwiedzie. Trzeba by spytać jakiegoś parkowca. No ale w sumie skąd miałby takie rzeczy wiedzieć?
- Ale swoją drogą, czy kto pytał niedźwiedzia, czy chce siedzieć w Waksmundzkiej i czy nie lepiej mu bliżej człowieka? – zapytał retorycznie Wit. - Chronią ci ochroniarze tą przyrodę i chronią, a czasem się okazuje, że z symbioza z człowiekiem nawet jej pasuje. Ale tak to jest, gdy a priori uznaje się człowieka za wrzód na zdrowym tyłku świata.
- Co racja to racja - potwierdził Greenan. Mówią: „niedźwiedź w lesie jest na swoim miejscu, człowiek nie jest na swoim miejscu”. A czy ktoś kurka goni gołębie, co obsrywają nam w miastach chodniki? Przecież zagarniają nasze miejsce!
Tak, strasznie niekonsekwentne jest to nasze myślenie o świecie i przyrodzie – pomyślałem. I odruchowo zerknąłem jeszcze raz ku Waksmundzkiej. Chmurka już gdzieś zniknęła. Powietrze nad doliną było czyste.
- Patrzcie – powiedziałem. –Chmurka zniknęła. Niedźwiedzie już nie nadają.
- Coś ty – rzucił Wit. To jakiś strażnik parku przydybał niegrzeczne misie na rozpalaniu ognia i wlepił im mandat za zatruwanie powietrza świstakom!
Zarechotaliśmy.
A potem rozmowa już zeszłą na inne tory. Tylko zastanawiałem się, czy faktycznie takiemu misiowi nie lepiej zamiast mieć do swojej dyspozycji Waksmundzką, korzonki i jagódki nie lepiej wybrać się na Słowację i nawtranżalać się kukurydzy?