Nocne koszmary
dodane 2015-07-31 00:41
Czyli coś dla uczniów Freuda i egipskich kapłanów
Jest 7.15. Do biura wpada zdyszany Jacenty. „Zaspałem, kurka” – tłumaczy się. Kiwamy ze zrozumieniem głowami. „No jasne, zaspałeś” – mruczymy zgodnie. Ja i chórek kolegów z pracy. Dziwne, ale skąd ja ich wszystkich znam? Twarze znajome, ale...
Po chwili otwierają się drzwi i wchodzi Szef. „Jacenty, o której to przychodzi się do pracy” – pyta tym swoim delikatnym głosem dentystycznej wiertarki. Jacenty pokornie spuszcza łeb. Gdy zamykają się drzwi rozżalony głos Jacentego: „jak się spóźniam to widzi zawsze; jak zostaję po godzinach, to nigdy nie widzi”. Prawda, tego akurat nie widzi.
W innych działach podobnie. Musiałeś jednego dnia zostać dłużej? W nagrodę następnego dnia możesz przyjść wcześniej. Pracowałeś sumiennie pięć dni w tygodniu? No jak ty to sobie wyobrażasz, przecież w sobotę też jest sporo do zrobienia. Nie będziesz pracował w weekend? Ależ nie musisz. Tylko na poniedziałek, na 7.00 chcę mieć to a to – usłyszysz w piątek o godzinie 15:00.
„Jak się ludzi nie pilnuje, to wejdą na łeb” – przerwał moje rozmyślania Ferdynand. Skąd dobiega te głos? Przecież Ferdynanda tu nie ma? Pewnie unosi się tu gdzieś jego duch. Moja myśl natychmiast też więc się unosi znad stosu papierzysk i szybuje tam, gdzie pracuje Ferdynand.
Oglądam ich z lotu ptaka. Taa, stare wygi. Wiedzą na czym polega praca. Ferdynand, Jur to elita. Przy nich tacy jak Albercik czy Wiktoria mogą się wiele nauczyć. I się uczą. Że każde stuknięcie w klawisz komputera, każde kliknięcie myszą, o znaku postawionym długopisem na kartce już nie mówiąc, to ciężka, wymagająca wiele intelektualnego wysiłku praca. Ich opinię podziela sam Szef. Przecież to fachowcy, można mieć do nich zaufanie. Nawet kiedy zdarzy im się wyjść z pracy nie po ośmiu, ale sześciu godzinach, to przecież odpracują, nie? Nie tak jak niektórzy.
A że są zapracowani to wszystkim wiadomo. Przecież tak bez powodu Szef nie każe nam od czasu do czasu im pomagać. Zapracowaliby się na śmierć! Mają żony, mają dzieci. Regularna praca od do i wolny weekend należy się im jak psu zupa!
Jedno tylko wydaje mi się dziwne, kiedy przed nosem, nie wiadomo skąd, ląduje mi kartka z zestawieniem wyników ich pracy. Jak to się dzieje, że ten i ów pomagający im potrafi w tym samym czasie zrobić trzy razy więcej niż każdy z nich?
Wpatruję się w kolumny z rządkami cyferek, drapię się po głowie. Może trzeba na to spojrzeć do góry nogami? Próbuję stanąć na głowie, ale mi nie wychodzi. W końcu odkrywam, że znacznie prościej odwrócić kartkę. Liczby układają się zupełnie inaczej, ale dalej nic nie rozumiem. Może to jakiś tajemny szyfr? Może w ten sposób zostawili mi niezwykle ważną wiadomość sami kosmici? Przecież wyraźnie dobiega do mnie dźwięk silnika ich ledwowidzialnego kosmicznego statku. Próbuję go gonić, jestem coraz bliżej, łapię się jego włazu i...
.. trzymam w ręku wydającą jakieś dziwne odgłosy komórkę. O rety, siódma. Czas zacząć wybierać się do pracy. Leniwie wstaję i noga za nogą człapię do łazienki dotleniając szerokim ziewem swoje migdałki. Na dworze słońce, pewnie po kawie zaraz zachce mi się żyć. Skąd mi się biorą takie sny?