Zimowe impresje z Rzymu. Jak to wszystko pięknie brzmi…lecz niestety rzeczywistość okazała się raczej brutalna. Udało mi się jednak (mimo mojej wyraźnej niechęci do śniegu i mrozu), wyłapać pozytywne aspekty tej niezwykłej, jak na Wieczne Miasto, aury.
Wyszedłem za próg domu, żeby zobaczyć co się „święci”, gdyż oświadczenie papieża Benedykta XVI z 11 lutego 2013 r. wywołało zainteresowanie na całym świecie, w tym wielu ludzi spoza Kościoła Katolickiego. Poruszenie to przełożyło się nie tylko na komentarze i na działanie różnego rodzaju watykanistów, dziennikarzy oraz samozwańczych pseudowatykanistów, wizjonerów, wróżek i potocznych „popierdułek” (zob. film pt. Kiler). To wyjątkowe ogłoszenie Papieża wpłynęło na zwiększony ruch (w każdym znaczeniu) w samym Wiecznym Mieście. Rzymianie zacierają ręce (nie tylko ci związani z Kościołem), cieszą się hotelarze, sklepikarze, szefowie kuchni najrozmaitszych restauracji, barów, jadłodajni, pizzerii oraz cała infrastruktura Urbe oraz nieuchronnie branża transportowa, zwłaszcza lotnicza (no i w końcu tanie linie lotnicze nie będą musiały dłużej udawać, że są tanie). Pomimo, że Italia ostała się bez króla, a teraz i bez papieża… coś się jednak wydarzy.
Podczas mojego tradycyjnego wieczornego spaceru zauważyłem, iż znowu wzmocniono bezpieczeństwo Watykanu i okolic. Roi się dosłownie od policjantów. Niektóre wejścia, wjazdy oraz oczywiście drogi i dojścia wewnątrz Watykanu, zostały zmodyfikowane tak, by zachować dyskrecję dla konklawe. Na dachach domów i kamienic pojawiły się "ambony", lecz zamiast zwierzynę do obserwacji zastąpi komin zainstalowany na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Jednym słowem będzie dym...
Siedzenie przed komputerem podczas ulewnego deszczu jest z pozoru całkiem przyjemnym zajęciem. Kiedy jednak po raz kolejny spostrzegłem się, iż zamiast pracować gapiłem się na podglądzie w komin zainstalowany na dachu Kaplicy Sykstyńskiej i uświadomiłem sobie, że w każdej chwili pojawić się może biały dym, ruszyłem na plac św. Piotra. I to była bardzo dobra decyzja.
Mamy za sobą pierwszy dzień obrad Konklawe. Na razie pierwszy dym był czarny. Pomimo wieczornej pory i złej aury komin jest dobrze oświetlony, więc dym widać gołym okiem, aczkolwiek wygrywają z naszym wzrokiem kamery operatorów telwizyjnych. Komentarzy i spekulacji przybywa. Teraz każdy doszukuje się gestów i słów, które mogłyby w jakiś tam sposób potwierdzać snute hipotezy dotyczące wyboru na papieża konkretnego i promowanego kandydata. Na szczęście na tym koniec, bo i tak nikt tego nie potwierdzi ani nie zaprzeczy.
Dzień po wyborze kard. Bergoglio na Papieża wydawał się jakby jeszcze radośniejszy (nota bene świeciło piękne słońce). Niby wszystko wróciło do zwykłej rzeczywistości, to jednak wynik konklawe z jednej strony pozwolił odetchnąć (w końcu mamy Papieża), a z drugiej był zapowiedzią wielu niespodzianek (zaczęło się od imienia nowo wybranego następcy św. Piotra). Mój dzień zaczął się od udzielenia wywiadów (do jednej z polskich telewizji i do japońskiej).
To się wydarzyło w czerwcu. Trafiły się akurat słoneczne i upalne dni. Helena jechała do Rzymu całą noc razem ze znajomymi. Podróż była dla niej męcząca. Nad ranem byli już w pobliżu Watykanu. Szybko się odświeżyła w klasztornej łazience, wypiła kawę i czekała na kolejny ruch. Teraz liczyło się tylko jedno: dostać się jak najwcześniej na Plac św. Potra.