Podróż do Tajlandii w 2010 roku już na etapie planowania była bardzo ekscytująca i egzotyczna. Celem była wizyta w Bangkoku i Lamsai. Pojawiła się jednak pewna wątpliwość o bezpieczeństwo, gdyż przed samym wylotem rozpoczęły się zamieszki lokalne właśnie w centrum Bangkoku, podczas których spalono i zniszczono niektóre sklepy na głównej, komercyjnej ulicy miasta. Nota bene, ta właśnie ulica stała się miejscem barykady dla protestujących i znajduje się jakieś 300 metrów od naszego mieszkania.
Wizyta w lutym 2012 r.w Meksyku, to oprócz pracy, sama przyjemność. Pomimo pewnych kłopotów z lotami, dotarłem do Guadalajary… to juz moja 2 wizyta w tym mieście… pierwsza w 1998 r. Jeszcze wtedy były wizy do wyrobienia, teraz natomiast poszło jak po maśle. Pogoda idealna (jesli porównać ją z polską aurą o tej samej porze roku). Momentami było lekko chłodno w nocy, ale to naprawdę nie był żaden problem, tym bardziej, iż przyleciałem z ośnieżonego Wiecznego Miasta.
Tak już to jest, że nie wszyscy zachowują to Boże przykazanie i niestety pozwalają sobie na nieuczciwość. Nie chcę nikogo oceniać, lecz jako ofiara kradzieży i próby okradzenia dzielę się moimi przemyśleniami z przestrzeni odległych lat i z ostatniego tygodnia. Nie będzie to jednak żaden esej etyczny, lecz zwykłe odreagowanie na bycie okradzionym czy też wystawionym do wiatru (jak kto woli). Z punktu widzenia psychologii jeden mały krok, by nie pogrążyć się w bezużytecznej agresji. A z innej strony przypomnienie o ważności uczciwości na co dzień i braku respektowania przykazania Bożego.
Be… mały stres przed odjazdem (znowu alarm w Rzymie), w połowie drogi zaczęło padać… były 4 stopnie Celcjusza, ale psychicznie to już prawie padał śnieg…
Nie bardzo wiedziałem jak "ugryźć" Stany Zjednoczone, tzn. USA (a po naszemu Juesej). Postanowiłem więc potraktować podróże do Stanów według pojedynczych tematów czy miejsc, zamiast decydować się na jeden wielki tekst. Tym bardziej, że nie mam żadnych przesłanek, by uznawać się za kogoś, kto zna ten olbrzymi kraj. Zatem na początek Akademia Lotnicza w Kolorado. Motywacja jest prosta: tam nie ma komarów. Jest ciepło, słonecznie, za to oddycha się świeżym górskim powietrzem. W kontekście ostatnich upalnych dni, wspomnienie tej górskiej i rześkiej okolicy staje się czystą przyjemnością. Wystarczy włączyć wentylator i popuścić wodze fantazji.
Wyjazd do Egiptu przygotowywany od kilku miesięcy, nagle zawisł w powietrzu z powodu przeziębienia, które mnie dorwało niespodziewanie. Domyślam się, że złapałem jakąś infekcję w metrze…potem poszło i klasycznie i szybko. Po kilku dniach kuracji było jednak widać efekty i ani przez myśl mi nie przeszło, żeby odwoływać mój wyjazd. Zatem w drogę!
Makabryczny ruch na ulicach…korki i lewostronny ruch wprawiają w zakłopotanie. Po pierwszych godzinach człowiek się przyzwyczaja, lecz nadal trzeba bardzo uważać, zwłaszcza jak się przechodzi przez ulicę…a właściwie się przebiega…tu nie ma pasów i raczej nikt nie ma ochoty zwalniać na widok pieszego…twój problem, twoje ryzyko.
Tym razem trafiło na Latynoamerykę, a dokładniej mówiąc na Kolumbię i jej stolicę - Santa Fe de Bogota.
Co u mnie słychać? Odpowiadam w sposób tradycyjny, może trochę przydługi, ale nie musisz czytać do końca... Oto moje zapiski z czerwca 2011.
Wyjazd do Chorwacji. Niestety trafił mi ten wyjazd nie tylko tuż przed wyprawą do Meksyku, ale przede wszystkim w czasie „ośnieżonym”. Kilka zimowych dni w Rzymie okazało się brzemiennym w skutki (zamknięte drogi, szkoły, zakłady pracy oraz kłopot z poruszaniem się po mieście). W takiej scenerii na szczęście działało metro, a kto miał zimowe opony lub łańcuchy, ten mógł się po mieście poruszać w miarę swobodnie. Pomimo lekkiego strachu czy dotrę na lotnisko, udało mi się wylecieć w stronę Splitu.