» Co u mnie słychać, jak mnie nie ma w domu...
Jasełka w Ornontowicach
dodane 2014-01-06 12:43
Na zakończenie okresu Bożego Narodzenia pasują jak ulał Jasełka w Ornontowicach, które można będzie jeszcze podziwiać dzisiaj i w najbliższą niedzielę 12 stycznia br. Wystawiane przez Amatorski Teatr NAUMIONY przy Domu Kultury w Ornontowicach nie tylko przybliżają prawdę o Wcieleniu Syna Bożego, lecz również bawią. Największym atutem jest jednak ich język! Zostały napisane i są wystawiane po naszymu, czyli w śląskiej godce.
Miałem szczęście być na pra-premierze wraz z rodzinami występujących w tych oryginalnych jasełkach. To była prawdziwa uczta! Nie byłem pewny czy jako "gorol" zrozumię wszyskto. Na szczęście moja znajomość godki śląskiej wystarczyła, by wszystko zrozumieć i dobrze się bawić. Co więcej, jestem pełen uznania dla tłumaczki tekstów Joanny Sadzawiczny. Brava! Dodatkowo, uroku całym jasełkom dodawała Magda, która grała na skrzypcach, a wtórowały jej panie z grupy śląskich gospodyń domowych. Największe wrażenie jednak wywołała na mnie gra i najmłodszych i najstarszych aktorów. Oczywiście bez pomijania młodzieży. Jestem wdzięczny reżyserce Iwonie Woźniak za wspaniałe podejście pedagogiczne. Ileż czasu trzeba było poświęcić na próby i zgranie wszystkiego. Zresztą Damian (mój przyjaciel) - grający jednego z Trzech Króli może tylko potwierdzić trud przygotowania całego spektaklu. Wynik nastomiast był fantastyczny. Nie trzeba mieć zbyt wygórowanych ambicji, żeby udało sie stworzyć coś pięknego, radosnego. Elementem numer jeden w całym przedwsięwzięciu była, moim zdaniem, umiejętnośc wspólnej pracy i zabawy. I to się świetnie udało.
Na osobny komentarz zasługują odniesienia autorki tesktu jasełek, która obok głównej prawdy o Narodzeniu Pańskim, potrafiła inteligentnie włączyć aktualne wątki z codziennego życia naszego społeczeństwa (np. śmiertka posługująca się dżipiesem czy też wzmianka o drimlajnerze). Nie muszę dodawać, że przedstawienie otrzymało ciepłe przyjęcie i wielki aplauz publiczności. A po spektaklu... kontynuwaliśmy radość Bożego Narodzenia w typowej, wielopokoleniowej rodzinie śląskiej z opą na czele. Nie mogło zatem zabraknąć moczki i makówek, które są typowe na świątecznym śląskim stole. Oj...to dopiero była kolęda!
p.s. Fotki zamieszczone tutaj pochodzą ze stajenki zbudowanej na rynku w Rybniku. Prawda, że piękne!?