inne

Santa Sabina (dzień czternasty)

dodane 21:21

Po tak twórczym i artystycznym wpisie Ady trudno jest mi teraz „wgryźć się” w dzisiejszy dzień, ale w związku z tym, że obiecałam moim kochanym Rodzicom (buziaki), że w końcu i ja coś napiszę, postaram się oddać choć i w sposób banalny to, co robiliśmy dzisiaj.

            Przed wyjazdem trudno byłoby mi uwierzyć w to, co zaraz napiszę. Otóż dziś znów mogliśmy porządnie się wyspać, bo wstawaliśmy dopiero na 7.30. Przyznam szczerze, że pobudka przed 8 to dla mnie zazwyczaj spore wyzwanie, a tutaj mam wrażenie, że spałam i tak za długo.

Po śniadaniu udaliśmy się na pociąg, w którym, ze względu na częstotliwość w nim przebywania, czujemy się już dość swobodnie. Część grupy aktywnie wykorzystała czas grając w ‘psychologa’ (częścią gry jest m.in. dość częsta zamiana miejsc uczestników, tym razem podobno nawet jakiś Włoch postanowił spróbować swoich sił). Reszta grupy spokojnie rozmawiając czekała na stację, do której zmierzaliśmy. W tej grupie był również Michał S., który zapomniał portfela z biletem. Nikogo nie zaskoczy pewnie fakt, że akurat dziś spotkaliśmy w pociągu konduktora, który bilety sprawdzał. Co ciekawe, spotkała go tylko grupa siedząca spokojnie, bo do tych beztroskich pan konduktor się nie wybrał. Na szczęście pan ten okazał się mieć gołębie serce i po potoku tłumaczeń w języku angielskim, które wydawał się rozumieć (choć kiwał głową tak pociesznie, że może po prostu nie chciał przerywać słowami ‘ja nie kumać’) powiedział, że nie ma biletu-nie ma problemu. Można powiedzieć, że tym sposobem zaoszczędziliśmy €500, które musielibyśmy wydać na mandat. Jesteśmy tacy oszczędni, że nic, tylko brać z nas przykład :-D.

            Po tych jakże fascynujących przygodach udaliśmy się na wzgórze na Awentynie, gdzie odwiedziliśmy bazylikę świętych Aleksego i Bonifacego. Pewnie sporo osób kojarzy legendę związaną ze św. Aleksym mieszkającym pod schodami – widzieliśmy fragment tych schodów. Szczerze powiem, że nie takie złe, dałoby radę jakoś tam przeżyć :P. Następnie udaliśmy się do kościoła św. Anzelma, obok którego znajduje się Instytut Liturgiczny, którego absolwentem jest ks. Jacek Lewiński (pozdrawiamy :)). W międzyczasie zaszliśmy też do ogrodu pomarańczowego, w którym, ku naszemu zdziwieniu, pomarańcze były...zielone. Oczywiście nie dlatego, że pomarańcze poza Polską nie są pomarańczowe (choć tak by było ciekawiej), po prostu były jeszcze niedojrzałe. Obok ogrodu mieliśmy też możliwość wyjrzeć przez dziurkę od klucza w bramie wejściowej do Zakonu Kawalerów Maltańskich, z której, ku zdziwieniu większości, rozpościerał się piękny widok na zieloną alejkę uwieńczoną widokiem kopuły Bazyliki św. Piotra (przypuszczam, że ta dziurka jakoś się nazywa, ale w związku z tym, że ja tej nazwy nie znam, niech na ten czas pozostanie zwyczajną dziurką od klucza w bramie).

            Następnie udaliśmy się do bazyliki św. Sabiny, gdzie po raz kolejny spotkaliśmy oazę rodzin z Rumii, a także małą grupę Polaków ze Szczecina, którzy wzięli z nami udział w Eucharystii. W bazylice tej oprócz sylwetki św. Sabiny mogliśmy też przybliżyć sobie postaci św. Dominika oraz św. Jacka (ktoś wspominał coś, że to taki ‘Lewiński dzień’ :)).

            Później podzieliliśmy się na dwie grupy i część z nas udała się na mocno wyczekiwany odpoczynek, a inni w tym czasie mieli możliwość podbić Rzym po swojemu. Najciekawiej swój czas wykorzystali Janek z Michałem. Postanowili znaleźć stadion Lazio Rzym (właściwie to Stadio Olimpico, który jest jednocześnie stadionem Romy – ale kobiety nie muszą takich rzeczy wiedzieć – przyp. mój: x.DH). Nie przewidzieli jednak, że dojazd tam zajmie im tyle czasu, że nie zdążą na stadion wejść, dlatego kiedy byli już niemal na miejscu, musieli zawrócić, żeby, broń Boże (! :D), nie spóźnić się na miejsce spotkania. Tak, tak, dyscyplina przede wszystkim.

            Resztę dnia przeznaczyliśmy na spotkania w grupach, pyszny obiad (nie będziemy się chwalić co jedliśmy, żebyście nam za bardzo nie zazdrościli, ale zdradzę, że do wyboru mieliśmy tym razem makaron krótszy niż spaghetti), wieczorną modlitwę i przygotowanie do jutrzejszego świętowania Agape. Dziś czas też na wieczór prawdy – uczestnicy w ankietach oceniać będą prowadzących, a prowadzący, żeby nie pozostać dłużnymi, wystawią uczestnikom opinie na kartach rekolekcyjnych.

            Wszystkim, którzy wytrwali aż do tego momentu mojego odrobinę przydługiego postu serdecznie gratuluję wytrwałości i za ową długość przepraszam, w tej chwili już z dołu (bo przecież nie mogę już napisać, że z góry).

Pozdrawiamy Wszystkich ciepło i do zobaczenia/usłyszenia niedługo.

 

Monika

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane

Kategorie