"Życie i twórczość"

Mały Łazarz – cud ojca Pio w Urugwaju

dodane 21:15

Do tej pory pisałem raczej swoje rozmyślania. Ale warto chyba podzielić się nie tylko swoimi myślami i badaniami, ale także wydarzeniami z mojego życia. Dziś, w dzień św. o. Pio, wspomnienie o cudzie, którego byłem świadkiem podczas mojej pracy w Urugwaju.

To była niedziela. Zadzwoniła do mnie jedna z parafianek i poprosiła, żebym pojechał do szpitala, do chorego dziecka, znajdującego się w bardzo ciężkim stanie. Przyjechałem wieczorem i od razu przy wejściu spotkałem dziadka i babcię chłopczyka.

Okazało się, że spotkałem ich już wcześniej w domu wspólnego znajomego. Pamiętałem, że mężczyzna chodził do szkoły prowadzonej przez salezjanów, a nawet był ministrantem, ale później oddalił się od wiary. Kiedy przyjechałem, dziadkowie mieli posępne twarze, byli na granicy rozpaczy. „Proszę księdza –powiedzieli- lekarze mówią, że z małym jest  bardzo źle i że potrzeba czegoś więcej niż cudu, żeby z tego wyszedł”. „Co się właściwie stało?” – spytałem. Odpowiedzieli –  „Nasz wnuk ma 6 lat. Był chory na białaczkę. Wyszedł z tego, ale ma osłabioną obronę immunologiczną. Zaatakował go jakiś wirus. Dla każdego innego dziecka skończyło by się to serią antybiotyków i kilkudniowym leżeniem w łóżku, ale dla naszego wnuka ten atak choroby jest tragiczny w skutkach. Jest w śpiączce, a lekarze nie wiedzą jak zatrzymać wirusa”.

Musieliśmy poczekać chwilę na matkę dziecka, żeby wejść razem do szpitala, więc rozmowa ciągnęła się dalej. Babcia opowiadała, że ich wnuk bardzo ich zaskoczył swoją wiarą. Nazywał Jezusa swoim przyjacielem i zawsze miał ze sobą Jego obrazek. Kiedy walczył z białaczką, cała rodzina była w rozpaczy, a malec pocieszał ich mówiąc: „Nie bójcie się, mój Przyjaciel mnie wyciągnie z tej choroby”. Ta przyjaźń była o tyle zadziwiająca, że rodzina była praktycznie niewierząca. Nie chodzili do kościoła, nie mieli obrazów w domu, a ojciec dziecka był zadeklarowanym ateistą.

Tym razem malec w pośpiechu nie wziął ze sobą obrazka ze swoim Przyjacielem. Przywieziono go do szpitala we wtorek. W środę poprosił babcię o obrazek, ale ona zapomniała go wziąć i przywiozła mu go dopiero w piątek. Malec powiedział: „Babciu, już nie jest mi potrzebny”. Babcia była zaskoczona. „Jak to? Nie chcesz obrazka swojego Przyjaciela?” – spytała. Na co malec odpowiedział: „Po co mi obrazek, Babciu? Przecież ja go widzę, On jest tu ze mną”. To bardzo zaskoczyło wszystkich a jednocześnie napełniło niepokojem. Jak się okazało w pełni uzasadnionym, bo w sobotę malec zapadł w śpiączkę.

Dziadek przysłuchiwał się naszej rozmowie, aż w końcu powiedział: „Proszę księdza, ja teraz będę żył najlepiej jak tylko umiem. Będę po prostu świętym człowiekiem. A wie ksiądz dlaczego? Bo chcę się dostać do nieba, a jak już tam będę, to zapytam Pana Boga dlaczego to robi”.

W końcu przyszli rodzice dziecka i mogliśmy iść na oddział intensywniej terapii. Mama dziecka, młoda szczupła kobieta, ze łzami w oczach żaliła się, że drugiej tragedii nie przeniesie – jej pierwsze dziecko, córeczka, urodziła się martwa.

Weszliśmy na oddział intensywnej terapii. Było tam kilka oddzielonych szybami boksów, w których leżeli chorzy. Nasz malec leżał na wznak, dorodny sześciolatek, cały w sondach i przewodach. W nosie miał zainstalowaną rurkę, która podtrzymywała oddychanie. Kilka dni wcześniej usłyszałem, że ludzie w śpiączce czasami są w stanie słyszeć, co się do nich mówi. Zacząłem więc mówić do niego mniej więcej takie słowa: „Jureczku, jestem ojciec Darek. Przyszedłem tutaj, żeby się pomodlić, bo jesteś bardzo chory. Twoi rodzice bardzo cierpią i boją się ciebie stracić. Będziemy się modlić do twojego Przyjaciela, Jezusa Chrystusa, żeby dał Ci zdrowie. Ale poprosimy o pomoc jeszcze kogoś. Dziś jest akurat dzień kanonizacji o. Pio. To był święty człowiek i dużo pomagał ludziom. Mam nadzieję, że w ten szczególny dzień i nam pomoże”. Pomodliliśmy się na różańcu i wyszliśmy z separatki. Matka spytała tylko jeszcze jakie są szanse na wyzdrowienie. Ja odpowiedziałem: „Nie mam absolutnie pojęcia, nie jestem lekarzem. Ale pomodliliśmy się, więc teraz pozostaje czekać”. Rzuciło mi się w oczy, że matka miała w rękach różaniec. Ojciec nie mówił nic.

Następnego dnia zadzwoniłem do parafianki, która mnie wezwała do tego dziecka, żeby spytać o rozwój wypadków. Nie było zmian. Za to dziecku zaklejono oczy sylikonem, żeby nie zniszczył sobie wzroku pocieraniem pozbawionymi płynu powiekami.

Musiałem wyjechać do Argentyny na kilka dni i straciłem kontakt z tą całą sytuacją. Kiedy wróciłem, mój współbrat powitał mnie od razu radosną wiadomością. Mały Jureczek wyszedł ze śpiączki i teraz jest już w innym szpitalu, w specjalnym, sterylnym pomieszczeniu. Wirus został zwyciężony, a lekarze starali się umocnić jego system immunologiczny. Odczułem wielką radość, jak wszyscy zresztą. Lekarze, jakby uznając własną bezsilność, nazwali dzieciaka imieniem Łazarz, bo wrócił z zaświatów.

Zresztą okazuje się, że rzeczywiście był w zaświatach. Kiedy wyszedł ze śpiączki, zaczął opowiadać przedziwne historie. Najpierw był w miejscu, które mu się bardzo nie podobało. Następnie udał się do miejsca bardzo pięknego. Spotkał tam swoją siostrę! Mówił, że bardzo urosła. Wyglądało to jak jakieś gorączkowe majaki. Okazało się jednak, że malec spotkał tam też chłopca o imieniu Facundo, który –jak się okazuje- umarł właśnie w ową niedzielę, kiedy modliliśmy się. Ten drugi chłopiec też leżał w separatce i trudno wytłumaczyć skąd malec znał jego imię. W końcu malec podał też przyczynę powrotu z tej jedynej w swoim rodzaju podróży – ściągnęły go modlitwy jego mamy.

Po kilkunastu dniach dziadek z wnuczkiem przyjechali do mojej parafii. W rękach mieli obraz o. Pio. Chcieli go poświęcić. Przy powitaniu malec rozpłakał się. Był zdecydowanie nietypowym dzieckiem. Z jego postaci biło jakieś wyciszenie, a w oczach widać było powagę i zamyślenie niespotykane u dzieci w jego wieku.

Dziadek powiedział, że pojadą na pielgrzymkę do miejscowości Salto. Jest to miejsce szczególne. O. Pio odwiedził je w cudowny sposób podczas jednej ze swoich bilokacji. Obiecał kiedyś pewnemu biskupowi urugwajskiemu, że będzie przy nim w godzinę śmierci. Bikup ten zakończył swoją wędrówkę w swoim rodzinnym Urugwaju. Nie było to jednak przeszkodą dla o. Pio i w ten sposób ów mały kraj w Ameryce Łacińskiej szczyci się teraz, że jest jedynym krajem, poza Włochami, w którym pojawił się święty kapucyn.

            

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane