Za stołem słowa w niedzielę
Słowo o konsumpjoniźmie
dodane 2010-07-31 20:45
Król Salomon napisał ponoć trzy księgi, które weszły do kanonu Starego Testamentu. Pierwszą księgę napisał, kiedy był młody i zakochany, a była to Pieśń nad Pieśniami. Druga była owocem jego trudnej drogi do zdobycia mądrości – tak powstała księga Przysłów. A kiedy Salomon zestarzał się i stanął przed perspektywą konieczności oddania całego swojego dorobku głupiemu synowi Roboamowi, wtedy napisał księgę Koheleta, czyli Głoszącego.
Zaczyna się ona od znamiennych słów „havel havelim hakol havel” – „Marność nad marnościami, wszystko marność”. Podobno Żydzi radzili zacząć czytać tę księgę dopiero po czterdziestce, kiedy człowiek zebrał już wystarczającą ilość życiowych doświadczeń, by zacząć zauważać rzeczy najistotniejsze, bez oszukiwania siebie i innych.
Takim przykładem oszukiwania samego siebie jest bogacz z przypowieści Łukasza (12, 13-21). On potrafił wszystko wykalkulować, zbudował nowe spichlerze, dobrze zainwestował, przemyślał co atrakcyjniejsze warianty na przyszłość. Ale niedostatecznie przemyślał najważniejszy faktor: przyszłość nie należała do niego.
Ta przypowieść o pokładaniu nadziei w pieniądzach jest nadzwyczajnie aktualna dziś. Kraj bogaci się. Ludzie żyją coraz lepiej. Prawie że spełnia się slogan komunistyczny: „Aby partia rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej”. To żart oczywiście. Za komuny wszyscy martwili się, żeby wystarczyło rzeczy do kupowania: jedzenia, samochodów, mebli, etc. Teraz rzeczy jest pod dostatkiem, a trzeba bardziej martwić się by byli ludzie, którzy są gotowi je kupić. Jeden z lepszych wskaźników ekonomicznych to konsumpcja. Jak ludzie konsumują rzeczy i usługi, to kraj się rozwija. No ale co się dzieje, jeżeli by nie chcieli konsumować? No oczywiście trzeba ich zachęcić. Stąd reklama, która często nakręca sztuczne potrzeby. Jakże często kupujemy rzeczy, które są nam zupełnie niepotrzebne. Szczytem jest sytuacja, kiedy ktoś wraca ze supermarketu i zadaje sobie pytanie: „Po co ja to kupiłem?”.
Tak więc współczesne społeczeństwo jest trawione duchem konsumpcjonizmu, czyli „spożywania” rzeczy i usług. Pewien znajomy pięknie ujął ducha konsumpcjonizmu: ma on miejsce wtedy, kiedy człowiek więcej spożywa niż produkuje. Według tej opinii, nie jest aż tak bardzo ważne, czy ktoś ma mniej, czy więcej pieniędzy, ale na ile twórczo podchodzi on do życia. I tak na przykład, kto jest bardziej pogrążony w konsumpcjonizmie: czy człowiek tworzący firmę, czy robotnik w tej firmie zatrudniony? Ktoś powie: biznesmen, bo ma więcej pieniędzy. Ktoś inny: Robotnik, bo tylko wykonuje mechaniczne zadania.
Być może sens konsumpcjonizmu jest dziś taki, że człowiekowi wszystko jest podane na talerzyku. Ot, chociażby rozrywka. Masz człowieku setki kanałów, poza tym płyty na DVD i MP3, MP4 i online – słuchaj, konsumuj. Problem w tym, że duch ludzki domaga się też twórczości. Może lepiej nauczyć się grać na jakimś instrumencie i grać chociażby dla siebie? Jeżeli tak spojrzeć na konsumpcjonizm, to ciekawie przedstawia się fenomen blogów internetowych. Dawniej ludzie pisali pamiętniki, śpiewali piosenki, itd., a teraz mają możliwość jakoś przejawić swoją osobowość w przestrzeni Internetu. Gdzieś w głębi jest to dobry odruch życia ducha ludzkiego.
A jeszcze mnie osobiście podoba się swego rodzaju „personalizacja” rzeczy. Lubię jak otaczające mnie rzeczy zdobywają dla mnie wartość. To może być odzież albo mebel lub chociażby słuchawki do komórki: te rzeczy w czymś mi pomagają, po prostu służą mi. W momencie kiedy rodzi się we mnie wdzięczność do nich, to otaczająca mnie materialna przestrzeń nabiera osobowego charakteru.
W operze „Cyganeria” jest aria na bas „Vecchia ziarra senti” (Posłuchaj, stary płaszczu). Filozof Colline w obliczu ciężkiej choroby Mimi decyduje się sprzedać swój stary płaszcz. Ale zanim odniesie go do „kasy dla ubogich” najpierw żegna się z nim. Takie podejście do otaczających nas rzeczy z całą pewnością jest w stanie uchronić nas od ogłupiałego konsumpcjonizmu.
Posłuchaj, mój stary płaszczu,
ja zostaję tu, na ziemi, a ty
wznieść się musisz teraz na święte wzgórze*.
Przyjmij moje podziękowanie.
Nigdy nie giąłeś karku
przed bogatymi i silnymi.
Osiedli w twoich kieszeniach,
jak w przytulnych schroniskach,
filozofowie i poeci**.
A teraz, kiedy odchodzą szczęśliwe dni
mówię Ci „żegnaj” wierny mój przyjacielu,
żegnaj, żegnaj.
(* Góra Miłosierdzia (Monte di Pieta) – bank dla ubogich, założony przez franciszkanów,
udzielający niskoprocentowych pożyczek, działający także jako lombard.
** Filozof w kieszeniach płaszcza nosił czytane przez siebie książki ulubionych poetów i filozofów.)
www.youtube.com/watch?v=f_KocnqDft4&feature=related