Za stołem słowa w niedzielę
Uzdrowienie ślepca Bartymeusza (Mk 10, 46-52)
dodane 2009-10-25 08:45
Chorzy, którzy zostali uzdrowieni przez Jezusa w większości wypadków pozostali anonimowi. Identyfikujemy ich najczęściej poprzez ich dolegliwość. Mówi się o nich: trędowaty, kobieta cierpiąca na krwotok, itd. W przypadku jednak ślepca z Jerycha podane są jego szczegółowe dane personalne: Bartymeusz, syn Tymeusza. Nie ma wątpliwości, że Bartymeusz został uczniem Chrystusa. Określenie "szedł za Nim" (10,52) nie oznacza jakiegoś krótkotrwałego towarzyszenia, ale przyłączenie się do grupy uczniów Chrystusa.
Zanim jednak Bartymeusz stał się uczniem, miała miejsce krótka, ale niezwykle intensywna scena spotkania z Jezusem. Ślepy żebrak siedział przy drodze i nie miał innych perspektyw na życie, niż zbieranie jałmużny. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że obok niego przechodzi Jezus i z pewnością odczuł, że to jego życiowa szansa. Nie wiedząc dokładnie, gdzie znajduje się Jezus, zaczął wołać głośno i nieustannie. Taka druga okazja mogła się przecież już nie przytrafić. W jego wołaniu musiało być coś irytującego, bo obecni tam ludzie chcieli go uciszyć.
W postępowaniu uciszających ślepca ludzi jest jakiś okrutny, trudny do zrozumienia egoizm. Tłumy niejednokrotnie tak postępowały. W jakiś sposób scena z Bartymeuszem przypomina scenę ukrzyżowania. Przechodzące tłumy nawołują Jezusa, żeby zszedł z krzyża. U Mateusza natomiast czytamy bezpośrednią zachętę do modlitwy: "Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje" (Mt 27,43). W tych postawach jest jakaś szatańska przewrotność - chęć zamknięcia ust, gdy człowiek jest blisko zbawienia, czy kuszenie, żeby zaniechał wykonania jakiegoś wielkiego, choć może trudnego dobra. W filmie "Pasja" szatan krąży wśród ludzi i wpływa na ich opinie. Patrząc na te dwie sceny ewangeliczne, nie można oprzeć się wrażeniu, że reakcje ludzi były zmanipulowane owym "socjotechnikiem", który "jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć" (1Pt 5,8). Okazuje się, że nie tylko "jako lew ryczący" ale czasem jako "wąż syczący", lub "szepczący".
Bartymeusz nie dał się zastraszyć. Tak jakby znał słowa Jezusa, że "królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je" (Mt 11,12), wołał nadal i tym swoim wołaniem "wdarł się" na stałe do chrześcijańskiej duchowości. Jego wołanie zostało przejęte przede wszystkim przez wschodnie chrześcijaństwo jako tak zwana "modlitwa Jezusowa". Polega ona na powtarzaniu słów: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" (Mk 10,47). Najbardziej dostępnie jest ona przedstawiona w książce "Opowieści pielgrzyma".
Jezus reaguje na prośbę ślepca. Jednak, o dziwo, nie dokonuje cudu od razu. Najpierw zadaje niezbyt zrozumiałe pytanie: "Co chcesz, abym Ci uczynił?". Przecież oczywiste było, że ten człowiek potrzebował uzdrowienia ze ślepoty! Oczywistość jest tylko pozorna. W innej scenie uzdrowienia niewidomych Jezus pyta i ich wiarę w Niego: "Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» (Mt 9,28-29). Czy i ślepiec miał wystarczającą wiarę? Inny przykład - św. Paweł w Filippi uwolnił od złego ducha pewną niewolnicę. Była ona "opętana przez ducha, który wróżył. Przynosiła ona duży dochód swym panom" (Dz 16,16). Dobre dzieło św. Pawła przyniosło mu dużo problemów. Czego zatem chciał Bartymeusz? Jezus nie omieszkał zapytać go.
Patrząc na postawę ślepca, można zastanowić się nad pewnymi aspektami naszego życia wiary. W sprawach wiary jesteśmy ślepcami. Czujemy, że Bóg może być gdzieś blisko. To jest czas nawiedzenia i trzeba ten czas wykorzystać. Nie wolno odkładać na jutro, na "za dwa tygodnie". Pewne sytuacje, wyzwania, potrzeby już więcej się nie powtarzają. Dziś jest unikalny dzień i dziś tworzy się nasza osobista historia zbawienia.
Warto sobie też uświadamiać, co jest nam naprawdę potrzebne. Oczyszczenie naszych intencji od wpływów mody, opinii powszechnej, naszych własnych irracjonalnych popędów jest fundamentalne. Bo właśnie na tym wewnętrznym poziomie jesteśmy często mocno zaślepieni. Nie przypadkiem św. Paweł modli się za chrześcijan efeskich: "Niech (Bóg) da wam światłe oczy serca" (Ef 1,18).
Warto zostać na krótki czas z pytanie Jezusa w sercu: "Co chcesz, abym ci uczynił?", następnie sformułować prośbę i powiedzieć "Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!".