Drobne komentarze
O tym dlaczego tylko Noe uratował się z wód potopu
dodane 2009-10-06 21:08
Noe żył z daleka od wielkich wód: rzek czy morza. Przez jego miasteczko płynął niewielki strumień, z którego ludność czerpała wodę. Pranie odbywało się przeważnie w pobliskim pięknym i czystym jeziorku. W pewnym momencie poczciwy Noe zaczął gromadzić żywiczne drewno. Ponieważ nie było ono tanie, zdobycie większych jego ilości kosztowało go wiele trudu i wyrzeczeń. Zainwestował w nie całe swoje oszczędności. Początkowo ludzie nie wiedzieli o co chodzi. Przecież do rozniecania ognia wystarczy niewielka ilość tego typu drewna. Wkrótce Noe rozpoczął jakąś dziwną budowę. Nie był to dom, ani stodoła. Okazało się, że powstaje coś na kształt statku. Nie minęło dużo czasu i Noe stał się obiektem drwin całej okolicy. Ludzie żywo interesowali się postępami w pracy i przy każdym spotkaniu opowiadali sobie wśród salw śmiechu, ile to już Noe postąpił w budowie. Niektórzy przyjaciele pukali się w czoło i mówili: “Co ci przyszło do głowy? Lepiej byś kupił winnicę swojej córce, przecież ma tyle potrzeb”.
Pewnego dnia Noe wygadał się. Powiedział, że wkrótce przyjdzie wielka powódź i wszystko zniszczy. To już był niebezpieczny znak, znak głupoty oczywiście. Jednakże w momencie, gdy zajęty budową nie obsiał pól, wszystko stało się jasne: stary oszalał!
Wiosenne deszcze przyszły z opóźnieniem. Ludzie cieszyli się ogromnie, bo już wydawało się, że znów z winy suszy zbiory będą ubogie. Na szczęście zaczęło padać i można było żywić nadzieję, że zboże dobrze powschodzi. W ciepłe deszczowe popołudnie dzieci wybiegły, by pochlapać się w błocie. Rodzice, zadowoleni, nawet im nie zabraniali.
Głupi Noe zamknął się w arce z dobytkiem. Biedak w ostatnim stadium swojej choroby nałapał nawet zwierząt, po parze z każdego gatunku. Najtrudniejszą przeprawę miał z ptakami, niektóre egzemplarze nie były łatwe do zwabienia do klatki. Nie wiadomo też jakim cudem skłonił do uczestniczenia w tym szaleństwie swoją rodzinę.
Deszcze zaczęły się przeciągać i stały się jeszcze mocniejsze. Rolnicy, którzy mieli pola na stokach zaczęli się martwić, bo woda zmywała zasiewy. Po kilku dniach niższe partie miasta zostały zagrożone przez powódź. Ludzie jednak byli pewni, że to minie. Dziesięć lat wcześniej przeżyli coś podobnego. Pewnego ranka spojrzeli w niebo i wydawało im się, że się przejaśnia. Ale lało tak jak wcześniej i ciągle nie można było wyjść z domu. Oblicza posmutniały i napełniły się troską i gniewem. Kiedy woda zaczęła zalewać wyższe partie miasteczka, ludzie zaczęli dopytywać się o Noego. Jeszcze wieczorem widzieli jego śmieszną arkę, nocą jednak zabrała ją woda. Ludność zaczęła zbierać się na pagórku. Lało bez końca. Zmarznięci, bez domów, zbiorów i dobytku rozpaczali nad stratami. Wyrywali sobie nawzajem jedzenie. Z czasem dotarło do nich, że już nie chodzi o dobytek, ale o ich życie.
Woda sięgnęła czubków drzew . . .