Codzienność

Nieświątecznie, niezrozumiale...

dodane 21:53

Święta, a moje myśli biegną w zupełnie nieświątecznym kierunku. Śmierć, ludzka krzywda. Prześladuje mnie. Spadające samoloty, przewracające się autobusy, wypadające z drogi samochody, a po nich nadchodzaca śmierć. I ja, która chciałabym pomóc, a nic już nie mogę. Ja, która silę się na wyciąganie ludzi, dzwonię po pogotowie. Ja, która to wszystko widzę przed wypadkiem/katastrofą. Ja szukająca szczątek samolotu. Ja z przerażeniem patrząca jak nadjeżdzący autobus/samochód/nadlatujący samolot być może przewróci się/wjedzie/spadnie na mnie. Dzień, dni, tygodnie podobnych koszmarów i śmierć nadchodząca po nich. Rowerzystka potrącona na rowerze, która umiera po kilku operacjach; mężczyzna płonący w pożarze, który umiera w mękach w skutek poparzeń; starsza kobieta potrącona przez samochód, która umiera w szpitalu; młody człowiek jadący na quadzie, który umiera po wypadku mimo, że wyglądał na zdrowego, a którego ojciec ciągle leży w szpitalu po wypadku; młody człowiek, który po pijaku wychodzi przez okno i spada prosto na kamień, znajdują go zamarzniętego... A potem cisza, koszmary znikają "od ręki", samoczynnie. Wszystkie sny dzieją się w rodzinnej miejscowości, w pobliżu domu. I wreszcie ten jeden, dziwny, przerażający i dający jakieś przeświadczenie, że człowiek, który miał w tym śnie pogrzeb, był ważny, wielki, doceniany, ale ja nie mogłam tam iść, do domu zmarłego, matka wysłala mnie do domu, nie pozwoliła. Umiera człowiek ważny, wielki, doceniany.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane