Codzienność
... bo nigdy nie wiesz co przyniesie ten dzień
dodane 2010-10-09 02:33
W chwili, gdy wychodziłam od Anny rozpromienionej po spowiedzi, do której przystąpiła po 3 latach, nie przeszło mi przez myśl, że cokolwiek niecodziennego może się wydarzyć. Szczęście, pech, przeznaczenie, wola Boża, każdy to nazywa po swojemu. Wysiadając z tramwaju wbiegłam na górę z nadzieją, że jednak autobus pojedzie punktualnie i ani minuty wcześniej. Niestety odjechał wcześniej. Perspektywa dygotania z zimna (tak ubrałam się za słabo) przez 20 min sprawiła, iż wsiadłam w autobus, który podjeżdżał odrobinę, dzięki czemu miałam nadzieję wsiąść w inny autobus jadący już do celu.
Zimno, nawet bardzo zimno było, dlatego niewiele myśląc wyszłam z autobusu i czym prędzej udałam się w kierunku kolejnego przystanku. Moim oczom ukazało się zielone, które należało wykorzystać, z racji tego iż a nuż mógł mi autobus przejechać. Niewiele myśląc weszłam, zrobiłam krok czy dwa i... kolejnego nie zrobiłam, a wręcz się uchyliłam z dłońmi uniesionymi do góry, widząc kątem oka samochód, który bynajmniej przy skręcie w prawo nie zamiaru się zatrzymać. Wystarczył krok do przodu i weszłabym pod ten samochód. Tyleż samo szczęścia dopisało mi kiedyś, gdy nieuważny kierowca ciężarówki prawie wjechał pod samochód, którym jechałam przyzwoite 100km. Pożałowałam wówczas, że nie palę, byłoby czym odreagować.
Różnica między pierwszą a drugą sytuacją polegała na tym, iż tym razem byłam pogodzona z Bogiem. Można rzec, że byłam gotowa na takie właśnie niespodzianki. Mogłabym się również dopatrywać opieki Anioła Stróża. Poprzednim razem byłam daleko od Boga. Prosiłam wówczas Boga o jeszcze chwilę, żeby chociaż móc się z Nim spokojnie pogodzić.