sól czy wisienka?
dodane 2016-10-31 07:28
Ostatnio rozmowy z Moim Drogim Ateistą schodzą coraz częściej na sprawy wiary i Kościoła. Właściwie od zawsze schodziły, ale ostatnio znów bardziej. Niedawno, w kontekście różnych takich helołinowych, powiedział: "ja trochę katolików nie rozumiem.. gdybym ja wierzył w Boga, w jakiego wy wierzycie, to żadnych takich demonów helołinowych, homogenderowych ani żadnych innych bym się nie bał.. bo wierzyłbym, że Bóg mnie przed nimi obroni, bo jest mocniejszy.. czy to całe zwalczanie tego nie jest obrazą Boską? Nie jest wyrazem braku zaufania do Boga?"
a wczoraj pieklił się jakoś na różne populistyczne hasła, którymi się ostatnio zamula w imię krzewienia patriotyczno-bogaojczyźnianych wartości i zeszliśmy na "skarb wiary, który naród nasz ma nieść zlaicyzowanej, neopogańskiej Europie.."
Pytał ten Mój Drogi Ateista: "jaki skarb wiary??? religijne przesądy w imię których można dokonywać najgorszych zbrodni, a przynajmniej potępiać patrząc z góry na tych innych, gorszych, bo nie wierzą? "tradycyjne wartości", które dzielą na tych dobrych, którzy wierzą tak jak my i tych złych, którzy nie chcą się dostosować? rytuały, które trzeba zachować, choć powtarza się je często bezmyślnie nie znając swojej wiary?"
Nigdy nie byłam zwolennikiem Kościoła masowego.. wcale nie uważam, że kościoły muszą być pełne ludzi.. wystarczy, że będą pełne wiary.. że będzie niewiele, ale konkretnie.. mamy być solą.. jak soli jest za dużo, robi się niestrawnie, szczególnie jeśli ta sól jest jakaś taka mdła.. ktoś mi kiedyś próbował wbić, że w takim razie jestem zwolennikiem Kościoła elitarnego.. nigdy mi się to słowo nie podobało.. elity kojarzą mi się z pewną szczególnością, ale i świecznikiem, reprezentacją.. a my przecież nie od tego.. sól to nie wisienka na torcie.. nie kładzie się grudki soli na wierzchu potrawy "ku ozdobie", a wtapia się w nią.. rozpuszcza.. by dała smak, wyakcentowała co istotne.. ale sama zniknęła gdzieś tam.. (nie tracąc wcale swojej dla potrawy istotności)
Gdybym się miała jakoś określać, to chyba, że jestem zwolennikiem "Kościoła świadomego" nazwijmy to, wiary świadomej, poznanej (w biblijnym znaczeniu tego słowa), przemedytowanej na modlitwie, w sakramentalnym zjednoczeniu z jej Istotą.
Ktoś kiedyś powiedział: "wiele osób w tym kraju mamy głęboko wierzących.. oni głęboko wierzą w to.. że wierzą."
"..lecz i złe duchy wierzą i drżą" (Jk 2,19) - chciałoby się dopisać.