Kościół mój
dodane 2016-10-31 08:10
i o Kościele może jeszcze słów kilka.. też z rozmów z Moim Drogim Ateistą.. dwa obrazki, które przyszły na myśl, gdy próbowałam mu przedstawić w jaki Kościół wierzę i jaki kocham.
Pierwszy, powstał w czasach, kiedy w naszych rozmowach dominował Dawkins i Hitchens, z jego poglądem, że religia to wielkie zło.. - miałam z tym problem, dopóki ktoś nie przypomniał mi, że religia jest narzędziem.. jedynie narzędziem wiary.. narzędziem, które może być wykorzystane zarówno do dobra, jak i do zła..
..że jest trochę jak mury świątyni.. kiedy ma zachowane właściwe proporcje, harmonię między formą wyrazu, a tym na co wskazuje i ku czemu prowadzi, przypomina gotycką katedrę.. jest piękna.
Natomiast kiedy zaczyna się przeakcentowywać, nadbudowywać, kiedy "ilu budowniczych tyle koncepcji" i wszystkie "jedynie słuszne", ogólny obraz zaczyna być nieco smutny, by nie rzec żałosny.. a jeszcze, gdy wokół murów każdy podostawia rusztowania, uprzedzeń, teorii, grzechów własnych.. wtedy nawet najpiękniejszy budynek zginie dla oczu "przypadkowego wędrowca" i nie zachęci by zajrzeć do środka.. - a to tam są skarby.. tam największy Skarb.
btw, przy tej okazji stworzyliśmy definicję sekty.. że o ile Kościół to ten Skarb z pewną piękną (acz tu bywa różnie) nadbudową, o tyle sekta, to owa nadbudowa.. czasem naprawdę piękna i pociągająca.. ale pusta w środku.
a drugi obrazek, to już taki mój.. dziecięcy.. choć powstał niedawno..
Na początku lat dziewięćdziesiątych, w mojej wiosce na dużym placu powstał sklep "Kidi Land" - charakteryzował się wielkimi wystawami, drzwiami, które wyglądały jak wrota zamkowe.. i ciężką grubą kotarą, która zasłaniała widok tego co w głębi (podobnie jak w sklepach dla dorosłych dzieci, tylko bardziej szczelna). Był to sklep inny niż wszystkie, bo w nim można było, a nawet należało się wszystkim pobawić.. (na początku lat dziewięćdziesiątych to był absolutny fenomen) sklep miał kilka pięter, w zależności od wieku dzieci i miłe panie (to też ówczesny fenomen) pomagały wybrać coś dla siebie.
I tak sobie myślę, że Kościół jest jak taki wielki sklep z zabawkami.. każdy w nim znajdzie swój świat, coś co odpowiada jego poziomowi rozwoju, co go urzeknie, zafascynuje.. gdzie będzie czuł się dobrze.. i gdzie będzie się mógł rozwijać.. w razie problemów, ze znalezieniem odpowiednich zabawek, są "miłe panie", które wskazują drogę (najczęściej siedzą w takich drewnianych budkach, ale niekoniecznie), ale warunkiem dobrej zabawy jest wejście do środka.. Przez kotarkę nie widać nic, albo niewiele, gdy ktoś inny wchodzi, lub wychodzi.. a bez wejścia, jest się skazanym na to, co ktoś inny wystawi na witrynie.. i w zależności od tego gdzie się spojrzy.. w jakim czasie.. może to być piękny widok albo kompletny bałagan.. ale w każdym wypadku.. to tylko czyjś pomysł na zagospodarowanie przestrzeni.. czyjeś widzenie.. czyjś punkt widzenia, lub to, co chce innym przekazać.. Dopóki nie przekroczy się tej ciężkiej i tajemnicogennej kotary.. jest się skazanym na cudzy przekaz.. nigdy nie mając pewności, na ile odzwierciedla rzeczywistość..