ateistycznie

dodane 22:18

Chodzę z tą notką od paru miesięcy.. pierwotnie chciałam wywalać z siebie rozgoryczenie, zawód, frustrację i wszelkie inne złe emocje jacy to chrześcijanie są źli, podli i beznadziejni (sic). Nie, nie przeszło mi. Tzn emocje tak.  W jakimś momencie po prostu pomyślałam, że taki chrześcijanin choć "nie ma czasu" to oszszywiście "się będzie modlił", "będzie pamiętał.." etc. natomiast ateista nie mając Boga (na usprawiedliwienie) może tylko dać siebie..
I oczywiście, że to tendencyjne, że uogólniam, że... oszszywiście.. ale cholernie się sprawdza. Przynajmniej u mnie.
Moi najbliżsi przyjaciele.. właściwie Przyjaciele to ateiści (no dopsz, jeszcze dwóch księży - contra jest do cywilów).

Mniejsze kilka miesięcy temu poznałam pewnego ateistę. Uczciwego. Nie wojującego. W równym stopniu odrzucającego wszystkie religie i wszelkie koncepcje Boga. Poznaliśmy się tam "gdzie aniołowie boją się pojawić" i stał się dla mnie największym skarbem w teologicznym spojrzeniu na życie.
Po 5 latach teologii, zaangażowaniu w neokatechumenaty, charyzmatyczne odloty, czy inne oazy, gdzie wszyscy mówią jednym "oszywistym" żargonem, gdzie świat ma jeden kierunek "jednego serca i jednego Ducha", gdzie jedynym sensem i celem jest Bóg, a Biblia jedyną naprawdę godną uwagi książką.. poczułam świeży powiew rozumu, zdrowia, szczęścia i pomyślności (co nie znaczy, że powyższe kwestionuję - absolutnie nie i najdalsza jestem od tego).
A on, widząc, że nie jest w stanie mi zaszkodzić, zaczął sobie używać wywlekając wszystkie "absurdy" chrześcijaństwa, a katolicyzmu szczególnie.. wszystkie smrody, brudy i inne mainstreamowe bzdury jakimi nafaszerowany jest internet.
Z tym, że nie jest to dzieciak. Poglądy ma ludzko zdrowe, odrzucające aborcje, eutanazje i inne chore gendery. I myśli.
To ostatnie spowodowało, że długo się nie mógł pogodzić z tym, że ja, jako jednostka uprawiająca to samo bezeceństwo, mogę nie dość, że wierzyć w Boga, to jeszcze się do tego przyznawać, promować bierzmowańczo i co gorsza jeszcze to studiować.
I tak się zaczęło.
Poza "przepychankami słownymi" w ramach nienawracania się wzajemnie, on mi podrzuca podręczniki ewolucjonizmu, ja jemu Szustaka.. on mi "Marjoe", ja mu "Bóg nie umarł".. i jest dobrze.

Kiedyś zadzwoniłam do niego przed bierzmowańcami.. stremowana, bo pierwszy raz miałam prowadzić grupkę gimnazjalistow, do tego chłopców, nerwy grały..:
bejot: powiedz mi coś miłego.. że tam dam radę, że dobrze będzie albo coś..
ateista: no pewnie, że będzie, przecież dobrą robotę robisz..
b: no nie wiem czy dobrą.. tego nie umiem..
a: no ale dla dobra
b: noo mam nadzieję..
a: dla dobra, przecież to na terytorium Szefa i Jego sprawy, no to przecież On ci pomoże, bo to w Jego interesie..
b: ten Szef, którego nie ma?
a: no tak, no nie ma, ale ty wierzysz, że jest to tobie pomoże...

Ostatnio zaś mu się skarżyłam, że księgarnia mi nawaliła, zamówienie anulowali z braku książki, która niby wcześniej była.. i smutam, że to dla dziecka miało być, że ważne.. dziecko skojarzył z dziećmi bierzmowańczymi..: "no to jak nie ma tego co chciałaś, to daj mu "Boga urojonego".. jak po przeczytaniu tego dalej będzie chciało do bierzmowania, to już będzie nie do zdarcia".

Chyba mi brakowało rzeczywistości, w której nie boję się zajrzeć do lodówki...

To jeszcze na koniec piosenka, jedna z najpiękniejszych (imho) A.Waligórskiego w wykonaniu Olka Grotowskiego i Małgosi Zwierzchowskiej:
Raj ateistów / Nadzieja

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane