Oaza

dodane 22:49

pamiętam ją z dzieciństwa.. przed-szkolnego.. siostra zabierała mnie na msze młodzieżowe.. pamiętam dolny kościół.. modlitwę Ojcze nasz, gdy wszyscy brali się za ręce.. i chłopców z brygadki metalowej.. jak w glanach, czarnych dżinsach i tych swoich bluzach z kapturami Metallicy, przybrani w komże, ze świecami w rękach stali po dwóch stronach ambony gdy czytana była ewangelia..
miałam wtedy z 6-7 lat i pamiętam to do dziś..
czy wtedy pokochałam Kościół..? może..

potem pamiętam jakieś rekolekcje.. stojące w drzwiach dziewczynki, które jeszcze mnie nie zobaczyły a już wołały "dobrze, że jesteś".. ubrane w te długie spódniczki.. eleganckie bluzeczki.. czy jakieś tam te swetry powyciągane.. czy różne takie opcje.. stałe były te spódniczki.. min. dwa palce za kolana.. najczęściej do ziemi...

nie pamiętam co się stało, że o oazie zaczęłam mieć tak bardzo złe zdanie.. to "dobrze, że jesteś" wpieniało mnie niebotycznie.. "skąd wiesz, czy dobrze, że jestem, skoro mnie nie znasz? nic o mnie nie wiesz.. jak możesz wiedzieć, czy moje bycie tu jest dobre???" - czy to spowodowało? czy może świadectwo tych którzy w oazie byli.. których już nie pamiętam, a może gdzieś zawiedli? nie wiem..
oaza kojarzyła mi się z harcerstwem dla dzieci z kościoła.. celowo z małej litery.. jedni szli w las, inni do kościoła.. ot alternatywa..
żadna z tych inicjatyw mi się nie podobała.. nienawidziłam gier zespołowych.. robienia z siebie głupa.. wystawiania na wyśmianie..
zbyt dużo tego było na co dzień..
mniejsza.

Też nie wiem skąd.. ale dziewczynki z oazy.. właściwie kobiety.. te starsze.. z nieodłącznymi długimi kieckami.. zaczęły mi się kojarzyć z taką cnotką-niewydymką.. stare panny, katechetki najlepiej.. podejrzewam, że to ze szkoły i z liceum później.. nie wiem.. średnio pamiętam te czasy.. ale ostatecznie pozostało w mojej pamięci myśl o dziewczynach z oazy jako o tych czystych.. może cnotki-niewydymki ale przynajmniej dziewice.. do tego jakieś takie inne.. czyste, piękne, kobiece...

Dość niespodziewanie zostałam zaproszona na Oazę Nowego Życia 1 stopień.. ot tak.. jako widz i oprawa modlitewna.. powiedzmy.. (Księże wybacz jeśli upraszczam zbytnio i już teraz.. wybacz co będzie dalej)
do pojechania skusiły mnie oficjalnie dwie rzeczy.. primo "kaplica z Najświętszym Sakramentem dostępna 24/h" i 2tyg. w górach prawie za darmo.. ale tak naprawdę chciałam zobaczyć, przekonać się.. poznać.. skonfrontować wspomnienia z rzeczywistością.

Co do gór.. jeszcze przed wyjazdem podzielałam zdania ks.moderatora, że chodzenie po górach to debilizm.. (czcigodny red.naczelny wybacz!!!) choć wypad z siostrą do Slovensky'ego Parku Narodowego i pobieganie po Tatrach (czy co to tam jest) było fascynujące (jak wszystkie sporty ekstremalne, gdy dwie nieprzygotowane dziewczynki idą w góry, z czego autorka w nienajlepszych adidaskach), to jednak wszystkie inne wyjścia kojarzyły mi się jedynie z zadyszką, zmęczeniem i niczym więcej.. (i wycieczkami klasowymi - dodajmy)
teraz miałam do wyboru.. siedzenie w pokoju.. siedzenie z diakonią.. namioty spotkania/szkoły śpiewu, modlitwy.. lub góry.. - bardzo trudny ten wybór nie był..
za górami przemawiało jeszcze to.. że kondycję w tej chwili przejawiam paralityka potrąconego przez stado rozweselonych orangutanów wracających z balangi sylwestrowej.. i generalnie odrobina ruchu obfituje ciężką zadyszką i tygodniowymi zakwasami..
miałam cichą nadzieję to zmienić..
po pierwszych 100metrach zwątpiłam we wszystko (szczególnie, że oznaczały ok 50m w górę), ale z kolejnymi wyjściami było lepiej.. szczególnie, że za towarzystwo miałam sarenkę, zająca i kilka żmijek.. z którymi dość poważnie musiałam pertraktować, że ta ścieżka jest moja.. i mogą już sobie odpełznąć..
co do gór.. przeszłam całkowitą metanoię.. wyciszenie jakie dają.. ani rower, ani siatkówka, ani żadna inna forma racjonalnego zmęczenia nie dała mi tak mega uspokojenia tam w środku.. cisza zewnętrzna.. jasne.. choć te drące się ptaszyny przebijały nawet odległe odgłosy Średnicówki w mojej pustelni.. ale wyciszenie emocji.. serca.. myśli.. wszystko wchodzi w nogi.. i nawet te na kolejnych metrach, kilometrach przestają być problemem.. góry pochłaniają nawet zmęczenie...

ale wracając do Oazy..
punkty dnia, poza pogodnym wieczorem.. naprawdę w porzo.. choć nie lubię zamienników typu "piosenka dnia zamiast hymnu" w jutrzni, to dobrze przygotowana Msza, dobra szkoła modlitwy, znośna nauka śpiewu i codzienna modlitwa wieczorna z Adoracją.. naprawdę "I'm in". Choć forma.. no nie mam już 16 lat, ani konta "na fejsie", więc tak troszkę nie moja.. - ale była dobra.
tylko..
gdzie się podziały te czyste piękne dziewczyny? kiecki, które nawet u animatorek, ba, moderatorki nie sięgały kolan (nadkolan też nie za bardzo..) u uczestniczek czasem ledwo zakrywając część siadającą.. zachowujące się chwilami tak, że to, że tam do dzikiego seksu po krzakach nie dochodziło jest tylko zasługą wszechpanującego Ducha Świętego.. (tzn tu uczestników mam na myśli)
no i diakonia.. o ile dzieci są dziećmi.. i daj im Boże zdrowie.. to.. trochę inaczej wyobrażałam sobie realizację "nowej kultury"..
ktoś kto ma być wzorem, wychowawcą, autorytetem..
kopcenie w kuchni tak, że nie dawało się tam wejść.. każda wolna chwila przeznaczana na planszówki.. bajzel po nocach taki, że dzieci dzień w dzień skarżyły się na budzenie w nocy przez dzikie ryki diakonii.. i dowcipy.. prostackie, przeseksualizowane, niskie.. niby prześmiewcze.. a jednak nieustannie powtarzane..

nie.
po prostu nie..
nie potrafię się zgodzić na coś takiego..

diakonia powinna być diakonią, nie hedonią..
zawsze wzwyż, zawsze wgłąb - parafrazując Narnię.. - a nie po najmniejszej linii oporu..
pokazując piękno.. wartości.. dobro..
a nie.. bylejakość wszechogarniającą..
w Kościele nie ma na nią miejsca!
choć jest na byle-jakich - ale właśnie po to by ich z tego wyrwać...

na końcową agapę jedna z grup chłopców przygotowała występ "wieczorne spotkanie diakonii oczami diakonii i oczami uczestników" - przegięli.. a szkoda.. bo to co chcieli przekazać było boleśnie szczere.. i trafne.. - jako jedyni nie dostali braw.. uczestnicy komentowali.. "przesadzili.. aż tak to nie.." myślę, że kluczowe były tu słowa "aż tak.."

W połowie turnusu dostałam smsa "Basia, ale przyjdziesz na nasze spotkanie? nie zniechęciło cię to tak do końca?" - ano nie zniechęciło.. wierzę w Kościół.. wierzę w Ducha Świętego w Nim.. wierzę, że piękne ideały mogą być realizowane.. tak samo jak z całego serca będę pro procesowi beatyfikacyjnemu Kiko, jak kiedyś umrze.. mimo, że neokatechumenat nie kojarzy mi się najlepiej.. i tak samo wierzę w Oazę.. Odnowę.. i wszystkie inne od Ducha Świętego pochodzące charyzmaty..
tylko mi smutno.. trochę..
chyba chciałam wierzyć, że oaza to miejsce wzorcowe.. tak piękny obraz był mi tu malowany od kilku lat..
mam nadzieję, że dzieci.. szczególnie te, które nie umiejąc sobie poradzić przychodziły rozmawiać.. w swoich środowiskach odzyskają dobry obraz.. że odnajdą.. że mimo wszystko postawią na Jezusa jako Pana i Zbawiciela.. i swoje życie uczynią pięknym..

o co Cię Dobry Boże proszę, przez Jezusa, w Duchu Świętym. amen.

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 28.04.2024

Ostatnio dodane