franciszkańsko
dodane 2014-10-12 22:14
kiedy kotka nie ma, to myszy.. no wiadomo ;)
jako, że ojciec ma urlop, to się bejotek w Panewnikach rozhasał.. kleryków podrywa, głowę zawraca (w głowie chyba nie?) i w ogóle panoszy się jak ta mysz.. (pod miotłą? :|)
pierwszy raz brałam udział w organizowaniu Wieczoru Uwielbienia.
jako ciało (no dopsz, chrześcijańsko: ciałoduch) tam raczej obce, tak sobie planowałam usiąść gdzieś w kątku (nawet może być pod tą miotłą) gitarką się zasłonić i tak cichaczem Jezusa uwielbiać..
i poza ojcem prowadzącym byłam jedyną osobą, która była na wszystkich próbach.. i co? brałam solidny udział w przygotowaniu repertuaru i na samym Wieczorze się okazało, że kilka razy robiłam za dyrygenta (bo się schola z instrumentami nie słyszeli, to ktoś musiał się gibać rytmicznie wyraziście "kręcąc mordą" a bejotek widoczny :D) - sie normalnie mogłam poczuć ważna :]
a tak poważnie..
zupełnie czym innym jest adoracja i uwielbienie, gdy możesz spokojnie klęczeć przed Jezusem chłonąć Go, wpatrzać (by nie rzec wgapiać) w Niego, trwać, być i nawet śpiewać.. a zupełnie inaczej jest gdy stoisz do Najświętszego Sakramentu tyłem (do Jezusa nie), dyrygujesz śpiewem, gubisz się w akordach, tonacjach i spontaniczności umiłowanych braci mniejszych.. i tylko raz na dłuższy czas możesz przed Nim na moment uklęknąć, uśmiechnąć się, serducho pokazać z tą całą resztą wokół.. a tak to tylko przez ramię spoglądać z rzadka..
ale z tą miotłą nie wyszło mi kompletnie.. stałam najbardziej na widoku ze wszystkich...
[chyba muszę jakieś porządki porobić.. coś mi te przybory techniczne strasznie po głowie chodzą]
a na koniec utworek poznany zupełnie niezależnie w Panewnikach właśnie.. - Hymn franciszkański - wykonanie mi się średnio podoba, ale lepszego nie znalazłam.. - refren ma moc!