o życiu
dodane 2014-03-28 21:35
Jakoś tak jest na tym świecie, że to co w nim najcenniejsze charakteryzuje się troistością.. Pan Bóg jest w Trójcy Świętej.. cnoty Boże są trzy - wiara, nadzieja i miłość.. rodzeństwa mam trójkę.. i nawet życie ma trzy fazy.. brzuszną (uprzejmie jeszcze dzieloną na trzy trymestry), widoczną i przyszłą..
Ostatnio kilka osób w krótkim czasie zdecydowało, że wszystko co mogli dać i wziąć na tym świecie już mają za sobą i wracają do Domu..
i jakoś zaczęłam o tym wszystkim myśleć...
To niesamowite, że najbardziej decydujące momenty naszego życia kompletnie nie zależą od nas.. poczęcie się.. narodziny.. i narodziny dla nieba.. - to chyba ważne.. że skoro momenty zwrotne są wyłącznie w gestii Boga.. to i cała reszta od Niego zależy.. i do Niego należy..
Te momenty są trudne.. wywracają życie osób towarzyszących.. stanowią znaczny przełom..
Tylko dlaczego te pierwsze narodziny wywołują tyle radości.. a te drugie ból i smutek?
na logikę powinno być odwrotnie..
Zaczęłam się zastanawiać jak będzie kiedy ja umrę..
najpierw odkryłam swoją próżność.. kto się dowie? kto przyjdzie na pogrzeb? czy ktoś tu zamieści notkę informującą? czy dopilnują białych ornatów? kto powie kazanie i co w nim powie*? kompletne pierdoły :)
potem zaczęłam myśleć o tym co dalej..
za łapkę weźmie Anioł Stróż.. to pewniak.. podprowadzi do Maryi? do Jezusa? w ramiona Ojca?
czyściec to będzie wątpliwa atrakcja.. już tu, gdy tyle ucieczek, zagłuszeń i wylajtowań nie jest zbyt zabawny.. tam jest wersja saute..
ale obietnice sobotnie.. przyjaciele raczej wierzący.. niektórzy księża też.. jest nadzieja, że nie będzie tak długo..
a potem.. uwielbienie saute ;)
Kiedyś ta wizja wydawała mi się ciężkim koszmarem.. bo ile można się modlić??? a cykliczne padanie na twarze i rzucanie wieńców z mantrycznym Sanctus (vide: Ap 4,8-11) jawiło mi się karą niemal piekielną.. (wybacz mi Boże)
ale potem odkryłam Szczęście jakim jest Bóg już tutaj.. Szczęście Jego bliskości.. Miłości współpracującej.. współtworzącej..Miłość konkretną, nie pierdołowato-sloganową.. zawsze Obecną.. wiecznie inspirującą, kreatywną.. dającą wiecznie nienasycone spełnienie..
No a tam dalej.. w Pełni Życia.. to wszystko będzie już Twarzą w twarz.. już bez osłon.. bez ułomności natury.. - pełnia kreatywności.. pełnia możliwości spełniania pomysłów.. pełnia zdolności do ich spełniania (na swoją miarę jak sądzę) - po prostu pełnia Szczęścia.
Ale co mnie fascynuje chyba najbardziej w tym wszystkim.. to jedność tych wszystkich troistości.. Pana Boga, łask, rodzeństwa.. i życia właśnie..
bez jednego, drugie istnieć nie może.. współtworzą się wzajemnie.. już tam pomijam aspekt trzech stanów życia w Kościele.. ale tak zwyczajnie.. że jak zaczęliśmy jako mała zygotka.. tak mamy ciągłość.. każda decyzja dzisiaj.. wpływa na jutro.. każde dzisiaj po tej stronie, wpływa na jutro po tamtej.. już tu można doświadczyć czym jest czyściec.. czym szczęście nieba.. i.. czym piekło czasem..
To jest tak nieprawdopodobna konstrukcja powiązań.. tak mega wielki projekt.. tak misterne dzieło.. i to kurcze w odniesieniu do jednego człowieka.. a co dopiero wszystkich ludzi wszystkich czasów.. obłęd.. nieprawdopodobny, cudowny, nieziemski obłęd! (i niech ktoś spróbuje zrozumieć Pana Boga.. racjonaliści (tak bejotku, ty też) sie idźcie schować!)
To chyba tyle.. chodziłam z tą notką w sobie od paru tygodni.. w końcu znalazła ujście.. ufam, że ad Dei gloriam.. ad infinitiam Dei gloriam.
iacov, a Ty się tam módl!
amen.
*[gdyby to miało być niedługo, to niech to zrobi xPaweł - nikt nie nauczył mnie więcej o umieraniu niż on..]