do głębi subiektywnie
dodane 2013-02-12 00:50
Od pierwszego "co???" - po tym jak dostałam smsa z informacją "papież rezygnuje".. przez konferencję prasową z ks. F.Lombardim.. do teraz.. nie mogę się uporać z decyzją Papieża.
Czuję w sercu głęboki niepokój, który nie chce mnie opuścić..
Bo czegoś zabrakło..
Papież w tym oświadczeniu (jakkolwiek się fachowo nazywa) powiedział, że aby sterować Łodzią Piotrową trzeba siły ciała i ducha, czy jakoś tak.. wszyscy podkreślali te jego blisko 86 lat.. że starość, że choroby, że cokolwiek..
Jeden z interlokutorów (nie pomnę który) stwierdził, że Papież sprawia wrażenie człowieka w świetnej kondycji fizycznej.. (co do umysłowej to chyba nikt nie ma wątpliwości)
a ja mam w sercu niepokój.. że w tym wszystkim chodzi o ducha
w ostatnim czasie doświadczyłam jak wykańcza walka z piekłem o jedną duszę.. wykańcza fizycznie.. szczególnie gdy oprócz tego toczy się normalne życie.. no, może ciut przedsesyjnie cieplejsze.. wiem jak to jest słaniać się na nogach, będąc teoretycznie fizycznie wypoczętym..
Dla mnie ratunkiem była codzienna Msza, Komunia.. gorliwsza modlitwa.. częsta spowiedź (jak wielkim błogosławieństwem sa łaski płynące z tego sakramentu!) a przede wszystkim wsparcie przyjaciół modlących się w tym czasie za mnie..
Na Papieżu spoczywa więcej..
o niego piekło toczy o wiele potężniejszy bój.. a przecież oprócz tego jest życie.. codzienność spotkań, obowiązków, synodów, audiencji i tych wszystkich innych "drobiazgów".. są teorie spiskowe i afery w najbliższym otoczeniu.. jest zawiedzenie zaufania.. i problemy z braćmi lefebrystami.. są sprawy wielkie i większe.. a i wiek i niedomagania organizmu też nie ułatwiają..
Odpowiedzialność sterowania.. odpowiedzialność w cierpieniu.. odpowiedzialność za owieczki..
Jestem pełna szacunku za to jak odchodzi..
ale niepokój trwa..
bo czegoś zabrakło..
czy Kościół kochany odpowiedział kochaniem?
Czy na wiarę pokładaną odpowiedział wiarą?
Czy na nadzieję, odpowiedział zaufaniem?
A na modlitwę modlitwą?
Kościół, czyli ja.. Ty.. i my.. czy miał we mnie oparcie? Czy mógł złapać jeden spokojny oddech, bo tam gdzieś w dalekiej Polsce modlił się mały ktoś za niego? Czy nasza jedność mogła mu nieść nadzieję, że gdzieś Kościół "stanowi jedno"?
A może musiał klękać i błagać Boga o wybaczenie, bo łatwiej uwierzyć w teorie spiskowe.. albo na lefebrystów psioczyć, czy dokumenty krytykować..? bo w zagonieniu tak trudno znaleźć czas na modlitwę.. a "przecież za niego Kościół w każdej mszy się modli.."
Dzięki Bogu nie mam TV, nie wiem co się tam dzieje dalej.. jak kolejne głowy państw, kościołów lokalnych i inni dziennikarze wyrażają swoje podziękowania, wyrazy solidarności i inne oficjalne a obowiązkowe słowa..
Ale wiem, że zarówno Papa Benedykt jak i jego następca potrzebują modlitwy.. i Miłości.. tej która scala.. która buduje.. która uzdrawia całe to Ciało, którego Głową jest Chrystus.
I choć serce ma w sobie miejsce by tę decyzję przyjąć..
to jakoś mi wstyd..