w gąszczu codzienności
A końca nie widać
dodane 2008-09-12 10:24
Ostatnie dni spędziłam znów w mieszkaniu dziadka. Mama przeglądała książki. Na szczęście na żywo nie daję sobie w kaszę dmuchać i metody z rozmów telefonicznych są już tylko wspomnieniem. Generalnie stanęło na tym, że sam "pomysł" ogólnie nie jest zły, tyle że ma jeden podstawowy mankament - dotyczy mnie ;)
Książek są tony, ale skończyłyśmy! Potem mój brat to wszystko woził do mamy - do domu wrócił po drugiej w nocy. Jak zwykle miał gorzej... Tyle że i tak zostało nam całe mnóstwo i z częścią na pewno nie wiadomo co zrobić. A ja znalazłam Nowy Testament po grecku. W jednej kolumnie jest w starożytnej grece, a w drugiej to samo w nowogreckim - jakby mi to miało w czymś pomóc ;) No nic, może kiedyś...
Znalazłam też postanowienie sądu z 1907 roku [aż się bałam dotknąć], książeczkę-modlitewnik żołnierza z 1916, przedwojenną encyklopedię, której kolejne tomy ukazywały się co roku i urywają się na trzydziestym dziewiątym oraz trochę książek sprzed Pierwszej Wojny. W tym jedną po niemiecku pisaną gotykiem :D
Niby tyle zrobiliśmy, ale czeka nas jeszcze mnóstwo. Rzeczy do fundacji znów jest cała wersalka, druga jest zawalona rzeczami do szpitala [gdzie nagle nikt tym nie jest zainteresowany i odsyłają mnie od jednej osoby do drugiej - jedna pani kazała mi iść do ordynatora :D ], a pół pokoju to rzeczy, które Michał musi wziąć do siebie. Za to skończyliśmy przeglądanie rzeczy i pranie wszystkich ubrań! Jak już pozbędziemy się tego wszystkiego, to trzeba będzie mieszkanie pomalować - co, ze względu na pozostałe książki, będzie operacją dość karkołomną. No ale my nie damy rady?
A w ogóle dopada mnie powoli panika przedwyjazdowa. Raz, że boję się, jak to będzie na miejscu, a dwa, że nagle skurczył mi się czas. Ratunku!