Niby weekend, a zajmują mnie głównie dwie rzeczy: porządki u dziadka i francuski.

Porządki idą nieźle, bo dziadek ogólnie miał wszystko poukładane i posegregowane, co nie zmienia tego, że nad każdym papierkiem trzeba pomyśleć i podjąć decyzję. Nawet udało nam się z bratem już raz pokłócić - ja bym większość wyrzucała, on by większość zostawiał; kwestią sporną było rzecz jasna miejsce, w którym mielibyśmy to trzymać :D

Francuski idzie niewiele gorzej, tym bardziej, że co chwilę odkrywam, że coś jednak umiem, choć nie mam pojęcia, kiedy się tego nauczyłam. Zresztą nie ja tę Francję wymyśliłam, więc sama się męczyć nie będę ;)

Co więcej, znalazłam francuskie radio, które rozumiem! I nie, nie puszczają wyłącznie angielskich piosenek ;) Puszczają głównie rozmowy, ale to jakieś katolickie radio. Co jak co, ale takie słownictwo to mam opanowane do perfekcji :D