w gąszczu codzienności
Coś takiego...
dodane 2008-05-21 21:59
Sławna była kiedyś historia pewnego piekarza, który niesprzedane bochenki chleba rozdawał potrzebującym. Rozdawał dopóty, dopóki nie przyczepiła się do niego skarbówka, bo wtedy to po prostu zbankrutował.
My z kolei chcieliśmy zrobić coś pożytecznego z ubraniami dziadka, taty [do tej pory nie ruszaliśmy jego rzeczy...] i częścią naszych własnych. Na początku kwietnia zadzwoniliśmy do PCK z pytaniem czy przyjmą, powiedzieli, że oczywiście, tyle że muszą być wyprane i bez dziur. Więc od tego czasu non stop pierzemy i pierzemy - jeśli tylko jest gdzie powiesić.
A że powoli kończyło się miejsce na układanie tych już wypranych, Michał załadował dziś całe auto poskładanych i posegregowanych ciuchów i pojechał do PCKu. Chyba nawet nie mam ochoty pisać, jak go tam potraktowali :/ A już myślałam, że czasy niemiłych urzędników odeszły do historii... Ubrań nie chcieli, na pytanie, kto by mógł chcieć, odpowiedzieli "Niech se pan poszuka", na domysł, że może jakaś noclegownia - "Może, niech pan zadzwoni", na pytanie o telefon - "A co my panu będziemy dawać; pana ciuchy, pana problem" i tak dalej. Kosmos jakiś! A przecież dzwoniliśmy i pytaliśmy wcześniej...
Mniejszy problem był z piżamami, pościelą i torbą lekarstw - znalazłam dziś szpital, który podobno chętnie weźmie. Podobno, bo rozmawiałam tylko przez telefon, a teraz to już sama nie wiem, jak będzie w rzeczywistości... Żeby chociaż lekarstwa chcieli, bo bardzo szkoda byłoby wyrzucać...
Nie orientuje się ktoś przypadkiem, co jeszcze można zrobić z ubraniami? Może przy jakiejś parafii zbierają? Kurcze, dawniej to sami przyjeżdżali i prosili o wystawianie przed drzwi, a teraz to nie chcą nawet jak im się przywiezie na miejsce. I nie wierzę, że nie ma nikogo, kto by potrzebował. Paranoja.