przez piaski pustyni, wilcze wędrowanie
Weekend pustelnika
dodane 2008-05-04 22:16
I pomyśleć, że do końca nie byłam pewna, czy dobrze robię jadąc... Do końca czyli do przybycia na miejsce; wtedy już wiedziałam, że nie mogłam zrobić lepiej. Niby nic wielkiego - trochę pracy, trochę modlitwy, trochę ludzi i trochę gór, ale właśnie tego potrzebowałam. No, może jeszcze trochę więcej milczenia, bo na przykład całodniowa wycieczka w trajkoczącym tłumie mnie wymęczyła. Bo raz, że tłumie, a dwa, że trajkoczącym, a ja preferuję góry jednoosobowo. Ale oprócz tego [a może i właśnie z tym, choć sama o tym nie wiem ;) ] to było to! Jeszcze mam to wszystko niepozbierane, ale wiem jedno - pewne pragnienia i marzenia nabrały nowego blasku i świeżości. A razem z nimi - ja.
I poznałam Maniutę. Maniuta pochodzi z Francji i zasługuje na osobną notkę, której - mam nadzieję - się kiedyś doczeka. Jakby co, szturchnijcie mnie nieco...
A teraz będą zdjęcia. To znaczy będą za chwilę, bo wcześniej muszę się do czegoś przyznać. Okazało się, że ze wspomnianej rozmowy międzynarodowej zrozumiałam jeszcze mniej, niż mi się wydawało. Co więcej, podobno można się było zorientować, że coś jest nie tak, bo są tacy, którzy twierdzą, że Francja nie ma prymasa... Aczkolwiek obiad z prymasem naprawdę będzie miał miejsce, tyle że to będzie prymas nasz własny narodowy. Coraz lepiej ;)
No to jak już sprostowałam, co należało, to mogą być zdjęcia.