w gąszczu codzienności
Standard
dodane 2008-03-15 17:39
A tak dobrze dzień się zaczął... Spałam spokojnie do 9.30, bo już wczoraj postanowiłam, że konwencka u Dominikanów będzie w sam raz - szczególnie ze względu na odpowiednią porę :D Owszem, była bardzo w sam raz, tym bardziej, że można potem zahaczyć o księgarnię. Poszłam w sumie po Oremusa, a z czym wyszłam, to nie napiszę, bo aż wstyd. Jakbym nie wiedziała, że nie mam kiedy tego czytać...
Obiadowałyśmy sobie właśnie z Moniką w przyjemnych przyrynkowych podziemiach [no, na szczęście właśnie zbierałyśmy się do wyjścia], kiedy zadzwonił brat. Dziadek ma 39 stopni i wygląda bardzo nieciekawie, więc dzwonimy na pogotowie. Zaplanowaliśmy skomplikowaną akcję, która uchroniłaby nas przed odwiezieniem dziadka do tego szpitala co zawsze - jego naprawdę jedyną zaletą jest to, że mam blisko - ale w starciu z panami ratownikami nie pomógł nawet upór mojego brata. A nasz upór rodzinny staje się wśród znajomych przysłowiowy. Już nie mówią "uparty jak osioł", ale "jak Z." ;) A skoro on nie pomógł, to znaczy, że naprawdę nie było innej możliwości.
W sumie wiedziałam, że tak będzie. Wczoraj dziadek miał 37.7 i bez wielkiej nadziei daliśmy mu aspirynę - ze świadomością, że pewnie mu się nie poprawi i dziś będziemy się przeprowadzać. No cóż, kolejne święta w szpitalu. Jak dobrze pójdzie...
Pewnie już pisałam, że nie znoszę tego szpitala, prawda? A za każdym razem do mojej listy skarg i uwag dochodzą kolejne. Choć tym razem jesteśmy mądrzejsi i wiemy przynajmniej, jak przenieść dziadka na specjalny oddział dla kombatantów. Może się uda...
W każdym razie jak tylko w miarę ogarnęliśmy aktualną sytuację, zgraliśmy się z opiekunką, ustawiliśmy wszystko tak, że w miarę funkcjonowało, to znów czeka nas to od nowa. Plus ten obrzydliwy szpital, bleee :/
No nic, jak do tej pory dawaliśmy radę, to i teraz damy. Tak naprawdę szpital jest prostszy do organizacji niż pobyt w domu. Tyle że jakoś nie czuję, aby to była zmiana na lepsze - i nic dziwnego. Ech :D A tak naprawdę, to chwilowo jest mi w miarę wszystko jedno. Jest, jak jest, a ja chyba wezmę się za gramatykę francuską. Myśleć będę wtedy, kiedy będzie to potrzebne. A najlepiej wrobię w to brata :D