wilcze wędrowanie
Wsiąść do pociągu byle jakiego...
dodane 2008-01-28 12:59
No to dotrwałam! Już jestem w miarę spakowana [kot mi dzielnie pomagał uparcie wskakując do plecaka - pewnie chciał uklepać, żeby się więcej zmieściło :D ], jeszcze wizyta u dziadka i wieczorem można ruszać. Wykręcenie termostatów zdecydowanie pomogło i wyjazd do ciepłych krajów nie jest już taki niezbędny, więc spokojnie mogę sobie jechać na biegun zimna. Oj, będzie się działo! I ja to nazywam odpoczynkiem... <naiwniak> ;)
Największym problemem było spakowanie zestawu bardziej eleganckiego niż dżinsy i sweter, bo chrzest to chrzest i trudno, żeby Weronika już od początku musiała się mnie wstydzić. Ale to oznacza drugie buty, wielką spódnicę, coś do tejże spódnicy i przede wszystkim płaszcz. No ale się udało. Wielka w tym zasługa kota, rzacz jasna :D
Tym razem wyjątkowo nie wyjeżdżam w świat nieskomputeryzowany, ale pewnie i tak nie będę pisać - choćby dlatego, że nie mam bladego pojęcia, jakie jest hasło do bloga. I czy ja je w ogóle zmieniałam, czy nie.
A pociąg mimo wszystko nie będzie byle jaki, bo spędziłam dobre godziny nad tym, żeby znaleźć jakieś sensowne połączenia na trasie Kraków -> Warszawa -> Września -> Suwałki -> Kraków. Co proste nie było choćby dlatego, że ostatni pociąg z Suwałk wyjeżdża koło 15.30, a kolejny jest o 4.30. Gdyby ktoś miał wątpliwości, gdzie jest koniec świata... A ja miałam nadzieję na nocną podróż, optymistka jedna...
Bawcie się tu dobrze :)