w gąszczu codzienności
Brrrrrrrrrrrr!
dodane 2008-01-26 22:25
Jak wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. Właśnie się o tym przekonałam. Od lat miałam zimno w mieszkaniu - czego powodem jest podobno stara instalacja CO. W każdym razie gorąca woda do kaloryferów na naszym, ostatnim, piętrze nie dopływała i kaloryfery były w najlepszym wypadku lekko ciepłe. Jednocześnie na niższych piętrach aż trudno ich było dotknąć. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że co chwilę się zapowietrzały i wtedy nie były już nawet lekko ciepłe. Kilka lat walczyliśmy, żeby założyli nam choć odpowietrzniki - i się udało. Co nie zmienia tego, że całą zimę chodziłam w polarze, dwóch swetrach, golfie i podkoszulku. Jednocześnie. Wychodząc z mieszkania rozbierałam się, bo raz, że pod płaszcz by mi to w żaden sposób nie weszło, a dwa, że nie mamy -50 stopni za oknem ;)
Jesienią ocieplili blok. I nagle moja sytuacja całkowicie się odmieniła :) Aż do zeszłego tygodnia całą zimę przechodziłam po domu w krótkim rękawku! Serio. Podejrzewam, że od tego ocieplenia sąsiedzi z dołu poprzykręcali kaloryfery, więc nasze zaczęły wreszcie grzać porządnie. Życie stało się piękne - to naprawdę inna jakość. Nie trząść się z zimna, nie zjadać co chwilę gorących posiłków, nie grzać się pod prysznicem [ach, te rachunki za gaz! ;) ], z łatwością wychodzić rano spod kołdry, nie mieć zdrętwiałych palców i przemarniętych stóp pomimo góralskich wełnianych skarpet. Po prostu bajka!
No ale było i się zbyło. Postanowili dogodzić nam jeszcze bardziej i zmodernizować instalację CO. Między innymi założyli zawory z termostatem, które regulują dopływ gorącej wody w zależności od temperatury panującej w mieszkaniu. Tyle że prawda jest taka, że nie w mieszkaniu, a w okolicach owych zaworów. U mnie na przykład [jakoś nie mam kaloryfera na środku pokoju] zawory znajdują się w kącie pokoju pod parapetem. Tam być może jest rzeczywiście ciepło. Tyle że już nad parapetem jest przynajmniej 15 stopni mniej. A w mieszkaniu tak pośrodku. Ale zawór wie swoje i wyłącza dopływ ciepłej wody, a ja wracam do starych [niedobrych] czasów. Ładna mi modernizacja :( Choć aż tak źle nie jest, bo na razie wystarcza mi jeden sweter i polar [bez golfa nawet ;) ].
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła czegoś z tym zrobić. Ponieważ panowie już piąty dzień robili coś w piwnicy, a ja ciągle marzłam i nie wierzyłam już, że będzie cieplej, postanowiłam iść i nakłonić ich do zeznań, jak oszukać termostat. Byłam tak zdesperowana, że rozważałam okładanie go lodem z lodówki :D
Pana podeszłam oczywiście na sposób kobiecy [od początku zresztą panowie bardzo fajni byli] i dowiedziałam się, że termostat można wykręcić. Pan przyszedł i zademonstrował nawet, jak to uczynić. Co prawda dalej jest zimno, ale jest taka wichura, że okna mi się otwierają, więc w sumie nie dziwne. Nie tracę więc nadziei :)
Swoją drogą nie mam pojęcia, jak mężczyźni sobie radzą w życiu...