w gąszczu codzienności
Kobieca logika, tym razem
dodane 2007-12-22 00:34
Miły pan choinkę przyniósł wczoraj wieczorem. Wzięłam siekierę, żeby ociosać pień do rozmiarów stojaka, ale okazało się, że prawdopodobnie ostrze zaraz spadnie ze styla. Poszłam po płatnicę. Okazało się, że gdzieś ją wcięło. Jest tylko piłka do metalu. Zostałam więc przy siekierze, uważając, żeby nie uszkodzić ani siebie, ani dywanu. Jak już nabiłam stojak na choinkę i całość postawiłam, stojak wziął i trzasł :D Przez kolejną godzinę próbowałam go naprawić przy użyciu kolejnych warstw taśmy klejącej, ale bez skutku. To chyba był stojak na mniejsze drzewko ;) Co więcej, znalezienie innego przy takim ociosanym pniu nie wchodziło w grę. Zawołałam na pomoc inwencję twórczą.
Inwencja twórcza przybyła w postaci wspomnień z dawnych czasów, kiedy to ze względu na mojego kolegę i jego powstający dom cała rodzina chodowała choinki w wiaderkach z piaskiem. Mieliśmy je potem sadzić, ale jakoś się rozeszło po kościach [nie tylko sadzenie, ale reszta to już sporo później ;) ]. W każdym razie wydobyłam z zakamarka jakieś stare wiaderko po farbie i udałam się ciemną nocą w świat na poszukiwanie czegoś, czym można by je było wypełnić. Znalazłam resztki wymienianych właśnie płytek chodnikowych. Wróciłam z wiaderkiem wypełnionym tymiż i umieściłam między nimi moją choinkę. Po czym dopełniłam całość ziemią do juk, bo tylko taką miałam. No, mógł być jeszcze koci żwirek. O zapachu lasu.
Choinka stoi. Siekiera nie spadła, więc będzie jej można użyć za miesiąc. A skoro pewna sosna rośnie na szczycie Sokolicy, to może i moja choinka zapuści korzenie w tym osobliwym gruncie? ;) Tylko akurat tym razem nie mam perspektyw na dom :D
Dziś poszłam po prezenty dla 13 osób. Zmarzłam.
Zmarznięta pojechałam na pocztę, bo w skrzynce po południu znalazłam awizo. Zostawione tam w czasie mojej obecności w domu, rzecz jasna. Do mojego okienka kolejka dokładnie 52 osób, bo oprócz odbierania przesyłek, ze względu na okres przedświąteczny przesyłki można w nim również nadawać. Nie wiadomo zresztą po co, bo i tak nie dojdą. Ja wysyłałam 10 dni temu i nawet tych krakowskich jeszcze nie ma. A rok temu priorytet z Krakowa do Warszawy szedł równo miesiąc :D
Postanowiłam więc odebrać moją przesyłkę po Świętach i obładowana prezentami wróciłam do domu.
Dziadkowi zaczynają się robić odleżyny. Im dłużej leży, tym mniejsza szansa, że wstanie. Tym bardziej, że nikt nie wierzy, że chodził. Połowa Wigilii czeka mnie w szpitalu. Druga połowa u znajomych taty [większa połowa z nich jest mi właściwie nieznana], którzy postanowili nas z bratem przygarnąć. Zostawiłam moją dumę w kolejce na poczcie i zgodziłam się - głównie ze względu na brata.
Teoretycznie wygląda to średnio fajnie. Praktycznie teoria ma się do życia nijak, bo myślę, że jestem jedną ze szczęśliwszych osób na świecie. Przy czym chwilowo nie "ze względu na", ale "bez względu na" ;)