w gąszczu codzienności
Przedwyborczo - przedwyjazdowa rzeczywistość
dodane 2007-10-13 11:23
Nie miałam wody. Potem nie miałam netu [nie chcę się wypowiadać, co było bardziej dotkliwe, tym bardziej, że wody nie było tylko w łazience ;) ]. W międzyczasie pojechaliśmy do dominikanek do Świętej Anny odwiedzić koleżankę. To jedno z tych spotkań, kiedy nie dzielą ani kraty klauzury, ani czas od poprzedniego spotkania. Dobrze, że pojechaliśmy... Tym bardziej, że jestem wielkim fanem podróży samochodowych. Uwielbiam tak sobie wsiąść w auto i jechać przed siebie, szczególnie jak droga wiedzie przez naprawdę malownicze tereny - w jesiennej szacie na dodatek...
A że w piątek wylatuję, postanowiłam załatwić w końcu świstek do głosowania. A nawet samo głosowanie, bo wyszło mi, że można się zgłosić bezpośrednio w konsulacie i po problemie. Wystosowałam więc odpowiedniego maila i cała dumna z siebie uznałam sprawę za załatwioną. Niedługo trwał ten stan, bo pani konsul napisała, że tak się jednak nie da i mam biegać po świstek. Nie znoszę biegać po świstki! Postanowiłam być jednak dzielna, udałam się do Urzędu Miasta i stanęłam w gigantycznej kolejce. Na szczęście długo w niej nie postałam, bo wyszłam z niej, aby się rozglądnąć. Efektem rozglądnięcia się było natrafienie na karteczkę informującą, że moje świstki odbiera się bez kolejki. Oraz na konkurencyjną kolejkę ludzi stojących bez kolejki :D Choć tyle, że sporo krótszą od kolejki ludzi stojących w kolejce... Ale i tak brakowało mi do szczęścia jeszcze tylko kolejki kobiet w ciąży, matek z dziećmi na rękach i emerytów ;)