w gąszczu codzienności
Nocne przygody cz. 4
dodane 2007-08-24 09:29
Niedługo będę musiała zmienić tytuł bloga na "Nocne życie Magdy M."... A nie, nie M.
Sama nie wiem, co mnie obudziło. Czy huk, czy sypiąca mi się na twarz ziemia, czy może niespodziewany potop. Grunt, że się obudziłam, jakimś cudem błyskawicznie oceniłam sutuację, wyskoczyłam z łóżka, złapałam lecącego kwiatka i dopchnęłam otwierające się okno. A potem już tylko trzymałam to okno z całej siły i z przerażeniem w oczach patrzyłam na to, co się dzieje po jego drugiej stronie. To nie była zwykła burza. Nie wiem, co to było, ale na samą myśl o ostatnich wydarzeniach na Mazurach przeszedł mnie zimny dreszcz.
Kot schował się w wersalce w drugim pokoju i nie chciał wyjść nawet wtedy, kiedy już wszystko całkiem się uspokoiło. Udało mi się go wydobyć stamtąd dopiero rano. Dziś do kościoła prawie się nie dało dojść. To już nie chodzi o to, że połowa drzew w parku jest powyrywana z korzeniami. Chodzi o to, że to nie są takie tam sobie drzewa, ale kolosy o średnicy metra przynajmniej - miałam więc ranną wspinaczkę, żeby się przez to przedrzeć.
Zawsze kochałam burze. Czy to siedząc w suchym domu, czy to moknąc w strugach deszczu, czy leżąc w ciepłym w śpiworze w małym namiocie w środku lasu, gdy dźwięki dochodzące z zewnątrz się potęgują, a mnie jest przytulnie i bezpiecznie. Ale dziś w nocy nie chciałabym być ani na zewnątrz, ani - tym bardziej!- w żadnym namiocie w żadnym lesie. Dziś w nocy zdecydowanie wystarczyło mi trzymanie okna i zastanawianie się, kiedy wichura mnie przechytrzy i wepchnie mi szybę do środka...