W radości spotkania.

dodane 23:47

Łk 5, 27-32 Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczen ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników».

To dzisiejsze Słowo ... On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Ile mocy musiało być w tym spotkaniu z Jezusem? Myślę jednak, że Lewi był odważny. Dużo bardziej odważny niż ja. Z jednej strony łaska spotkania, zapewne olbrzymia i niepowtarzalna, z drugiej jednak nie wierzę w to, że Jezus ubezwłasnowolnił celnika. Jezus zaprasza a nie zmusza czy czyni działanie za delikwenta wbrew jego woli. Miał celnik to coś niesamowicie cennego. Miał wiarę, że to absolutnie unikatowa droga. Parę lat temu spotkałem Jezusa. Spotkałem Go w swoim synu. Przemienił moje serce. Nauczył mnie go kochać dużo bardziej niż wtedy, gdy był jeszcze zdrowy. Po ludzku to niezrozumiałe, po Bożemu pewnie pełnią. Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników. Potrzebowałem tego spotkania jak powietrza. I przyszedł, chyba dlatego, że nie znalazłem innego ratunku. I mimo, że bywa różnie, mam to przekonanie, że odpowiedział na moje wołanie. W lutowy piątek krótko po pracy, wyjechałem na wieczór uzdrowienia do około 30 km oddalonych ode mnie Gliwic. Dojazd do centrum Rybnika trudny, jedna czy dwie sprawy do załatwienia po drodze. I gdy już byłem (wreszcie) na wylotowej drodze do Gliwic, pragnienie, aby wrócić do domu. Do malucha, który mówi od kilku miesięcy codziennie, odkąd podjąłem pracę na etacie, że tata rano zniknął, który raz za razem mówi mamie, że tęskni za tatą. Ile kiedyś dałbym za tę garść emocji? Za te uczucia. Za to zdrowienie. W tamtym momencie poczułem olbrzymi pokój, że wracam do domu. Na spotkanie z samym Jezusem, w moim synu, który czeka od samego rana na mój powrót. To była dobra decyzja. Wierzę, że Bóg mówił mi do serca w kilku korkach do wylotówki: maluch czeka na ciebie w domu. Czekał. I krzyknął: tato wróciłeś ... I dziś, gdy tak sobie leżymy i gadamy o przejazdach kolejowych, światełkach, wagonach, załadowanym węglu i dziesiątkach innych pojęć związanych z działką kolejową, mógłbym się martwić, że nie mamy innych tematów. To jednak cieszę się jak przed momentem powiedział: tato słyszałeś jak maszynista zatrąbił ? Mówi a przecież nie musi. Statystycznie nie musi. Od tego spotkania kilka lat temu nic nie jest już takie samo. Jezus uczy mnie kochać. Krnąbrny ze mnie uczeń, ale to spotkanie żyje we mnie codziennie. Codziennie na nowo.

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024

Ostatnio dodane