Szpitalny korytarz. Bicia serca nie stwierdzam. Bicia serca nie stwierdzam. Bicia serca nie stwierdzam. Pani przecież widziała, że dziecko było bardzo chore? Pani wiedziała o tym wiedziała, dobrze wiedziała, że przecież dziecko było bardzo chore? Jest! Dwie kreseczki! Są! Kolejne badania kolejne badania i diagnoza dziecko umiera, dziecko nie ma mózgu, dziecko umiera dziecko się nie urodzi. Kolejna diagnoza i czekanie na Jego śmierć czekanie na narodziny które będą śmiercią. A jednak stało się. I co teraz będzie? Wcześniej niejasne przeczucie, że zdarzy się coś czego nie da się uniknąć. A może jednak się nie zdarzy? Może to nie o mnie chodziło? Może pomyliłeś mnie z kim innym? Dlaczego Ja? Dlaczego moje dziecko? To jakaś wielka pomyłka. To nie miało tak być. Zawsze byłem przy Tobie. Nie zrobiłem nic przeciw Twojej woli. Dlaczego zatem ja? Dlaczego moje dziecko? A może zdarzy się cud i okaże się, że to nieprawda.
Drogi Ojcze, żeby mi się udało pogodzić moich kilka żyć ze sobą żeby się udało to może wtedy miałabym gotową odpowiedź na moje wątpliwości. Ale może to właśnie chodzi o to, żeby nie było odpowiedzi i żeby nie zadawać pytań. Boję się zadawać pytania jakiekolwiek już teraz. Boję się tego co się dzieje we mnie, w każdym z moich żyć. Jest taka przestrzeń gdzieś we mnie poza mną w kosmosie w której nieustannie pływam biegam truchtam wlokę się czołgam. I ta przestrzeń jest pełna dymu, mgły...
(...) ojcze, uczę się milczenia i ciszy. To nie łatwe. W ten Wielki Post uczę się ciszy. Ten sakrament chorych, który otrzymałam w ostatnim dniu stycznia bardzo mi w tym pomaga. Wielkie Dzięki za Niego, za Twój sakrament bo dzięki niemu mogę normalnie funkcjonować. Nawet drgawki w czasie modlitwy przechodzą w lekkie dreszcze i niczemu nie przeszkadzają. Post także bardzo mi pomaga, choć powiem Ci mój Ojcze, że nie daję rady tak zupełnie o chlebie i wodzie. Coś muszę czasem dodać. Na ból żołądka, na ból gardła, na ból głowy, na drżenie serca ...
Ojcze, żebym tylko potrafiła opróżnić swoje życie, swoją codzienność ze wszystkich niepotrzebnych elementów, poobcinać wszystkie ogony, które się niepotrzebnie ciągną za mną. Ojcze żebym tylko potrafiła, może by się wtedy udało przestać krzyczeć w kościele, a może by się wreszcie udało tak zakrzyczeć, żeby przekrzyczeć te wszystkie wrzaski w mojej głowie, ale przecież to nie o to chodzi żeby się przekrzykiwać, Ojcze, ratuj! Boję się że w następnej fazie będzie mnie chciał rozszarpać. W następnej fazie będzie już mną rzucał po ścianach i wtedy może być koniec.
natkaszczerbatka
Ojcze, zacznę niedzielę od kilku słów do Ciebie, bo obudziłam się znów pełna niepokoju i z ogromnym bólem głowy. Ból głowy zostawmy bo to z pewnością sprawa pogody, ale o tym niepokoju chciałam Tobie powiedzieć. Zresztą to ten sam niepokój co zwykle. Niepokój połączony z tęsknotą i poczuciem winy, że nie potrafię się modlić. Nie potrafię jak człowiek odmówić różańca, koronki ani żadnej litanii. Te słowa wydają mi się obce i niezrozumiałe to ciągłe ich powtarzanie. Najgorsze jest to, ze kiedy próbuje je wypowiadać słyszę w głowie ten wrzask. Straszliwy okrzyk pełen złości i nienawiści.
Ta choroba jest jak tunel. Jak wiele tuneli. Każdy tunel to osobne życie. Bo ta choroba jest jak wiele żyć z których każde jest zupełnie osobne i trudno jest zebrać je razem w jedno życie. Wszyscy boją się tej choroby, ci którzy tylko o niej słyszeli boją się najbardziej. Ci, którzy na nią chorują w wielu przypadkach nawet o tym nie wiedzą i też się boją. Ci którzy wiedzą, że na nią chorują są zmuszeni ją oswoić bo inaczej popełnili by samobójstwo jadąc jakimkolwiek pojazdem pod prąd w centrum miasta po najbardziej ruchliwej ulicy.
Nie uciekać. Nie ukrywać się. Nie chować. Słuchać Głosu. Przytulić się słowami. Przytulić się swoimi słowami do tego Głosu, który pragnę usłyszeć i za którym pragnę iść. Rozpoznać ten Głos spośród tylu innych. Jak rozpoznać ten Głos spośród tylu innych. Puść mnie. Puść! To boli. Dlaczego chcesz mnie utopić? Dlaczego ściskasz mnie za gardło i nie pozwalasz oddychać swobodnie? Dlaczego skoro tylko udaje mi się na chwilę wyjść na powierzchnie i złapać oddech - to znów chcesz wepchnąć mnie do środka, w otchłań tam gdzie dusi.
Tym razem to nie ja uciekłam. Ksiądz uciekł z konfesjonału. Wielki bury niedźwiedziowaty potwór wszedł za mną i zaczął wyć. Ksiądz chyba też go zobaczył, bo chyba by tak szybko nie uciekł jakby widział tylko mnie. Był za moimi plecami. To nie był mój głos przecież. To nie mógł być mój głos. Straszliwy wrzask. Zwierzęcy wrzask. Ksiądz niewielkiej postury nie dał rady. Przerażenie w oczach - widziałam, bo na chwilę przystanął zanim całkiem odszedł. Trochę śmieszna sytuacja, ale jednak przykra. Czy to Rycerz Maryi? Rycerz Maryi? Zwykły mięczak. Dlaczego? Do czego doprowadzi ta przedziwna komedia?
Kolejny atak w konfesjonale. Ciągle wraca to wspomnienie. Nic nie można z tym zrobić. Nikomu powiedzieć. Nikomu bo nikt i tak nie uwierzy, że coś takiego może mieć miejsce. Różaniec. Nieustanny. Jak transfuzja. Niestety odbiera wszelką radość życia, bo towarzyszą mu ataki. Nie takie jak w konfesjonale, ale do przyjemnych nie należą. To jakiś koszmarny margines Kościoła. Zupełnie ciemno, bagiennie i zero szans na jakikolwiek drogowskaz w okolicy.
I znowu ten sam problem. Spowiedź. Wakacje. Krzyk. Nie krzyk. Wrzask. Z mojego gardła nie mój głos. W konfesjonale. Wakacje. Ksiądz na wakacjach. Inny ksiądz. Inny ksiądz nie spowiada tych co krzyczą w konfesjonale. Nie wie o co chodzi. Nie może dać rozgrzeszenia bo nie wie o co chodzi.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.