świat
przepis a obyczaj
dodane 2012-07-31 18:09
czy tradycja czy przepisy, cóż 2000 lat to za mało.
Zabieg obrzezania jest tylko pozornie egzotycznym dla większości rytuałem religijnym. W gruncie rzeczy chodzi o to, czy rodzice mają prawo do podejmowania tego rodzaju decyzji za swoje dzieci? A także o to, czy ogólnie przyjęte normy społeczne mogą obowiązywać wewnątrz rzekomo świętej rodziny?
Innymi słowy: czy dziecko jest własnością rodziców, z którą oni mogą zrobić to co zechcą, lub uważają za słuszne i stosowne, nawet kiedy jest to sprzeczne z i aktualnie panującą wrażliwością społeczną i jej poczuciem moralności?
Katoliccy fundamentaliści oczywiście idealizują rodzinę, chronią jej autonomiczności i chcieliby, żeby była odpowiedzialna tylko przed bogiem, czyli religią, a nie żadnym tam świeckim prawem. Jednak brutalne fakty takie, jak na przykład statystyki, według których najwięcej aktów przemocy dokonywanych jest właśnie w rodzinach, przeczą owemu sielankowemu obrazowi rodziny i dowodzą, że prawo musi jednak w nie ingerować.
Pomyślmy na przykład o rodzinach maltretowanych przez pijaków i dzieciach, które są bezbronnymi ofiarami wybryków swoich tatusiów albo o nadużyciach i przestępstwach seksualnych też popełnianych głównie właśnie w rodzinach.
W ogóle od dawna podejrzewam, że owi obrońcy świętej rodziny zbytnio się zapatrzyli na pełne godności, upozowane, pożółkłe jej zdjęcia, które były przecież tylko obrazami na pokaz, często bardzo dalekimi od rzeczywistości. (Jest takie zdjęcie w genialnym filmie Polańskiego „Wstręt”.)
Dzieci są słabe i bezbronne wobec dorosłych i dlatego to im się w pierwszym rzędzie należy ochrona, a prawa rodziców powinny być zawsze wtórne, wobec praw ich dzieci. Wydawałoby się, że dla tzw. „obrońców życia” powinno to też być oczywiste, a jednak oni wolą raczej bronić kościelnych dogmatów, każących na przykład trwać żonie przy terroryzującym rodzinę draniu, niż pomyśleć o krzywdzie, która się wtedy dzieje tym najsłabszym.
Kiedyś słyszałem takie powiedzenie, które wydaje mi się bardzo słuszne i mądre: „Całe życie schodzi nam na leczeniu ran, których doznaliśmy w dzieciństwie”. Za niedługo poprawiacze obyczajów i za chrzest się zabiorą. Któż to bowiem widział, żeby polewać zimną wodą głowę niemowlęcia? Przecież to może się okazać wielką traumą! I na dodatek prowadzić do śmiertelnie niebezpiecznego przeziębienia!
Ale bez żartów. Nie zgadzam się jednak na porównywanie obrzezania chłopców i obrzezania dziewczynek. W tym drugim przypadku chodzi o znaczne okaleczenie.
Światowa Organizacja Zdrowia odrzuca używanie pojęcia female circumcision jako eufemizm. Odrzuca także jakiekolwiek porównanie obrzezania chłopców i dziewczynek jako prowadzące do nieporozumień i sprzeczne z istotą rzeczy.
Po co zabraniać i kryminalizować ten zwyczaj? Przecież wierzący Żydzi i tak nie dadzą sobie odebrać tego, co uważają za niezbędny warunek związku z Bogiem. Więc po co te krucjaty?
Widziałam zresztą tego młodzika sędziego z Kolonii. Był szalenie z siebie zadowolony i pewny siebie i swojego. Miałam jakieś nieprzyjemne skojarzenia.