Odpust u św. Piusa X
dodane 2012-09-09 05:40
04.09.2012
Czuję się o 50 lat starszy. Razem z całą parafią wszedłem w drugie półwiecze egzystencji. Obchody pięćdziesięciolecia były czasem tytanicznej pracy. Na szczęście zdążyliśmy ze wszystkimi remontami i w piątek 31 sierpnia mieliśmy uroczystą mszę jubileuszową. Był obecny reprezentant ojców oblatów, fundatorów parafii. Byli ojcowie jezuici, którzy przejęli pałeczkę po oblatach. Z dekanatu przyjechał jeden ksiądz. Tylko biskup zapomniał o zaproszeniu, ani nie przysłał żadnego delegata. U władz miasta wierni wyprosili medal dla parafii. Medal ze srebrnego plastiku z błękitną wstążką ponoć jest jednym z najwyższych miejskich odznaczeń. Radny, w zastępstwie burmistrza przyszedł we flanelowej koszuli, aby wręczyć uroczyście odznaczenie. Flanelowa koszula to chyba taki symbol pracy i dekolonizacji. Za wzorem prezydenta państwa urzędnicy nie noszą już marynarek. A koszula flanelowa zbliża do ludzi, który przecież nie lubią białych kołnierzyków. Poza tym, w Boliwii, wraz z odgrzewanym socjalizmem, wracamy do kultu pracy robotniczej.
Na szczęście udało mi się ubłagać księży, żeby założyli ornaty. Choć raz na 50 lat. Główny przewodniczący – oblat, współpracownik pierwszego proboszcza – widząc, że ma założyć ornat, zdjął albę, przekonując mnie, że było by za dużo zbytku i za ciepło. Interesujące jest to oblicze Kościoła latynoskiego, przesiąkniętego teologią wyzwolenia, potrzebą pracy społecznej i charytatywnej. Kościół zrezygnował ze wszystkiego, co daje choćby pozory wielkości, dominacji, zbytku, przepychu. Ale czasy chyba się powoli zmieniają. Ludzie już nie są tak biedni. A nawet jak są biedni, to lubią pozory bogactwa. Lubią wystawne święta, na których pijaństwo niekiedy pracują całe lata. Odkładają ślub kościelny na 10, 20 albo 30 lat po decyzji wspólnego życie, żeby zarobić trochę grosza na zorganizowanie wesela. Przekonałem się ostatnio, że nikt nie lubi tanich rzeczy w religii. Im coś jest droższe, tym więcej jest na to chętnych. Na przykład w czasie naszego festynu parafialnego katechiści tradycyjnie organizują dla młodzieży taką humorystyczną namiastkę ślubu. Po złożeniu przysięgi przed katechistą nakładają sobie plastikowe obrączki, mogą się pocałować i czeka na nich lampka szampana. Mieliśmy w tym roku 3 rodzaje ślubów: „ślub normalny”, „ślub z pompą” i „ślub dla VIP-ów” odpowiednio za 5, 10 i 15 Bs. Okazuje się, że nikt nie chciał być normalny. Wszyscy chcieli być VIP-ami, a przynajmniej żenić się z pompą. A więc im drożej, tym lepiej.
Mówią socjolodzy, że ta świąteczna rozrzutność pełni ważną funkcję w wyrównywaniu poziomu życia. We wioskach przygotowanie święta patronalnego każdego roku przypada na inną rodzinę. Wyznaczona rodzina jest zobowiązana kupić jedzenie i picie dla wszystkich mieszkańców, nierzadko zapłacić orkiestrze i tancerzom za występy, zapewnić obecność księdza i pokryć koszty szpitala dla tych, którzy się pobiją albo poranią. Każdego roku inna rodzina przygotowuje święto, i każdego roku kolejna rodzina spłukuje się dokumentnie. W ten sposób nikt nie bogaci się ponad miarę; każdy w swoim czasie musi wyrównać do zera.
Po takim wstępie możecie już sobie wyobrazić jakie to było świętowanie w tym roku w św. Piusie X. Parafialne konto wyczyściłem do zera. Jak pobożni Żydzi na Paschę wyrzucają stary zakwas i robią nowe, przaśne ciasto, tak samo ja postanowiłem pozbyć się starych pieniędzy. W istocie nie było dużo do wydawania. Ale naprawdę cieszyłem się, że za te pieniądze przywróciliśmy trochę godności świątyni i samym wiernym, którzy teraz są bardziej dumni ze swojej parafii. Mówię ludziom: koniec świata się zbliża, musimy zrobić rzeczy wielkie i piękne. Ludzie nie wiedzą, czy żartuję, czy jestem prorokiem, ale pobożnie akceptują moje pomysły.
Wpośród zmęczenia cieszyłem się z tego jubileuszu, bo dużo ludzi zaangażowało się do pracy. Kobiety do późna w nocy układały kwiaty, młodzież sprzątała kościół, mężczyźni kończyli drobne i grubsze prace, które im zleciłem, dzieci układały piosenki… Ostatecznie wszystko udało się tak dobrze, że postanowiliśmy za rok znowu obchodzić 50-cio lecie. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że cyfra 50 mobilizuje do pracy bardziej niż 51. Niby drobna różnica, a daje tyle zapału. Ostatecznie okazuje się, że wszystko zależy od mobilizacji. W tym roku moich parafian mobilizowała sama cyfra 50. Za rok będę musiał wymyślić coś nowego i nie wiem, czy gadka o końcu świata będzie jeszcze miała posłuch.
Kościół z zewnątrz wygląda pięknie
W środku też przyozdobiliśmy jak potrafiliśmy
Dzieci z grupy Caritas pod czujnym okiem sióstr dominikanek
Afisz rozpięty nad ulicą zaprasza do udziału w festynie